wtorek, 31 grudnia 2013

Bye 2013

Jak ja nie lubię sylwestrów! Nie znoszę myśli, że kończy się rok i że będę musiała nauczyć się pisać nową datę... choć przyznam, że w 2013 nie musiałam wcale zastanawiać się, który mamy rok, bo zazwyczaj coś albo ktoś robił to za mnie. Mimo wszystko nie lubię sylwestrów.
Przed nami nowy rok. W zeszłym roku z Angolem pokusiliśmy się o postanowienia noworoczne (amatorzy). I jak się skończyło, wszyscy wiedzą. Tym razem nie ma mowy, nie spisuję niczego, żadnych postanowień! Nie będę kusić losu. Bo co z tego, jak się zdeklarowałam, a nadal nie mam prawa jazdy, ani nie zmniejszyłam oponki (spore szanse, że powiększyłam), teoretycznie nie mam pracy w pełnym wymiarze godzin (a i tak ciągle brak mi czasu!), a słodyczy jem tyle samo. Więc chrzanić to! Żadnych postanowień.

Ale zorzę polarną chciałabym zobaczyć... :)

Wszystkim tym, którzy tu jeszcze zaglądają i mają cierpliwość czytać, chciałabym życzyć dużo optymizmu, entuzjazmu i szczęścia w nadchodzącym 2014 roku.
Wszystkim tym, którzy przyczynili się do tego, iż 2013 był tak zróżnicowany, aktywny i koniec końców udany - dziękuję. Jesteście niezastąpieni!
Z uśmiechem myślę o tym, że wszystko najlepsze jeszcze przed nami. No to... do abordażu!

wtorek, 24 grudnia 2013

Już prawie, już tu są

Prawie 7 litrów barszczu w garnku. Pod choinką czekają opakowane w ładny papier prezenty. Ostatnie obowiązki (prawie) odhaczone. Czekamy na święta i nie możemy się doczekać :)

Wszystkim Wam życzę prawdziwie magicznych, rodzinnych, radosnych świąt! Odetchnijcie sobie trochę i pofolgujcie z jedzeniem, a niech tam! Raz na jakiś czas wypada.

sobota, 14 grudnia 2013

Unplugged w kuchni

Każdy, kto mnie zna, wie, że kiedy słucham akustycznej płyty Nirvany to może oznaczać tylko jedno.

Właśnie tak minął mi dzisiejszy wieczór - wycinanie ciastek, tychże lukrowanie i Nirvana Unplugged. Do tego mrugające światełka w oknie i ubrana choinka (oczywiście, że żywa, w doniczce ^^).Czy może być lepiej? Święta pełną parą!
Angol poszedł na firmową kolację. Wrócił z niej chwiejnym krokiem, od drzwi podniósł ręce do góry, jakby nie miał nic na swoje usprawiedliwienie i wymamrotał "Jeste pijany". Były drobne komplikacje, problem zagubionej gumki do włosów, zdejmowanie glanów, ale ostatecznie wtoczył się na górę i poszedł spać, bo chciał uniknąć "pijackiego gniewu". Chyba mojego, hihi ^^
Nie myślcie sobie, że tylko on ma tak dobrze. Ja odbębniłam swoją kolację firmową nr 1 wczoraj. Okazało się na miejscu, że jako jedyna zamówiłam przystawkę i pominęłam deser. Tak więc gdy wszyscy przeżuwali główne danie, ja siorbałam zupę (mmm paprykowa!), gdy reszta czekała na deser, ja pałaszowałam główne danie. Oł je, zawsze pod prąd. Ogólnie kolacja była przyjemna, nasza urocza koleżanka zapewniła wszystkim atrakcje w postaci interesujących opowiastek, kopania pod stołem oraz rzucania różnymi przedmiotami w różnych ludzi, a gdy reszta gości najprawdopodobniej miała nas dosyć, wykurzono nas z pubu. Właściwie wydymiono.
Teraz czekam na kolację nr 2, choć znając życie, odbędzie się ona w przyszłym roku. Na następne święta. O ile w ogóle się odbędzie ;)

Widziałam dzisiaj suszony chmiel. Wygląda zaskakująco dobrze; chcę mieć bukiety z suszonego chmielu. Będziemy mogli sobie sypnąć odrobinę chmielowego pyłku prosto do piwa.

Powinnam iść spać. Jutro długi dzień. Jarmark rodem z Frankfurtu i druga część Hobbita w kinie. Dobrze byłoby się wyspać, ale moje intensywne sny (wciąż dają mi popalić) sprawiają, że budzę się zmęczona. Ciekawe, gdzie mnie poniesie tym razem...

środa, 11 grudnia 2013

11.12.13

11 grudnia 2013 roku o godzinie 14:15:16 przyklejałam mech do drewnianego numeru 4. Niestety nie zrobiłam zdjęcia, bo miałam ręce ubabrane w kleju.

Piszę o tym, by ludzkość miała co wspominać.

Ponadto widziałam dzisiaj po raz pierwszy uśmiech Maji. Bezzębny i dziwny, ale coś w nim było takiego, coś takiego... czego nie umiem opisać.
Wielki come back dziwnych snów. Jakże miło znowu je mieć, och, jak tęskniłam, wspaniałości. Wspaniałości i telepatia. Ciekawe co przyśni mi się tym razem?

wtorek, 10 grudnia 2013

Mantra

W sobotę od samego rana myślałam tylko o jednym. Krążyło to po mojej głowie, kiedy brałam prysznic, w trakcie śniadania, w drodze do pracy... Mój mózg powtarzał mantrę "Nie umiem zrobić speszial czoklet, nie wiem jak zrobić speszial czoklet". Fakt - nie umiem, nie wiem, choć powinnam. Wstydź się, siuru.
O co poprosiła pierwsza klientka? No jasne, że o speszial czoklet.

Tak jest chyba ze wszystkim. Jeśli za bardzo o tym myślisz, za bardzo się nad tym skupiasz - to się staje. Choć wcale tego nie chcesz. Dlatego trzeba myśleć o pozytywnych rzeczach, o tych, które chcemy, by się zdarzyły. Należy je sobie wizualizować, bo jak uczy przykład speszial hot czoklet, to naprawdę działa.


(będę jechać przez pustynię, wiatr będzie szarpał moje włosy, słońce zmarszczy mi nos, a w tle wybrzmi RHCP)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

18 + 7 do doświadczenia

Nie mogłam dziś złapać oddechu z powodu ataku śmiechu, gdyż zostałam poinformowana o istnieniu sarkastycznego narkazmu. Ale śmiech to zdrowie, a mi się ono przyda, zwłaszcza w moim wieku (!).

Ok, wiem, jestem i tak najmłodsza z towarzystwa (z kilkoma wyjątkami). Lecz przysięgam z ręką na sercu, na moje ukochane ogórki, na barszcz czerwony, na muffinki, na brownies i na Scotta Pilgrima, że nie czuję się wcale na tyle lat, ile mam. Kiedy to wszystko minęło? Nie wiem.

Z drugiej strony wspomnień jest wiele... :)

Jak na jubilatkę przystało, zdmuchiwałam świeczki trzy razy. Najpierw był lokalny cydr w pobliskim pubie, a następnie spędziłam przyjemną noc w Ankh-Morpork wraz z Angolem, Mizerią i Piotrusiem. Żadne z nich nie dało mi wygrać. Paskudy. Na pocieszenie spałaszowałam serniczki oreo (bajka!) i cały dzień robiłam nic.
Dziękuję wszystkim za życzenia. Tym, którzy się ze mną stukali patrząc w oczy, oraz tym, którzy się pofatygowali z kartkami i listami (love <3), tym od sms-ów, tym od maili, wiadomości, ryjbuczka itd. Naprawdę, sprawiliście, że poczułam się ważna, kochana i wyjątkowa razy pierwiastek ze 100.