tag:blogger.com,1999:blog-11096511435864214842024-03-21T21:05:07.440+01:00Are you siur?Subiektywnie o hrabstwie Shropshire, Anglii, Walii, trochę o podróżowaniu oraz o codziennym życiu na emigracji z przymrużeniem oka. siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.comBlogger258125tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-6217316285739680292024-01-26T02:14:00.000+01:002024-01-26T02:14:03.854+01:00Voodoo ChildDo zobaczenia w innym świecie, M.<div><br /></div><div>***</div><div>Czasem zdarzają się takie momenty w życiu, kiedy wszystko nabiera nowego znaczenia. Wiele dni minęło od ostatniego wpisu, wiele rzeczy się zmieniło i wiele razy zgubiłam drogę. Ale jestem tu, znów, rozpamiętując pewne słowa i gesty. </div><div>Jeszcze tak się stanie, że odzyskam swój róż. <i>I'll get my pink back. </i>I wówczas w swawolnych podskokach i z wiatrem we włosach pohulam pod scenę, żeby krzyczeć jak opętana i wytańczyć to sobie. Jeszcze strącę szczyt góry wierzchem dłoni. Tak zrobię. </div><div>Ale teraz pozwolę sobie na przykrycie się milusim kocykiem, zwinięcie się w kłębek w łóżku i przeczekanie tego złego czasu.</div>siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-84097029835604912602019-01-08T16:32:00.002+01:002019-01-08T16:32:57.951+01:00Czytelnicze podsumowanie roku 2018Pewnie już kiedyś narzekałam, że nie lubię końca roku, sylwestra i tego całego ambarasu przy pisaniu nowej daty. Zazwyczaj w Nowy Rok czuję przypływ motywacji i dzielnie zakładam cele na następne 365 dni (tego pierwszego dnia odpuszczam). W zeszłym roku obiecałam sobie, że przeczytam 12 książek. Jeszcze kilka lat temu zakpiłabym sama z siebie. Jedna książka w miesiącu? Poważnie?<br />
Udało mi się przeczytać 5 pozycji, słownie PIĘĆ.<br />
<br />
1. "Gwiezdny pył" N. Gaimana. Przyjemna historia, znana, ale jakby ładniejsza, kiedy się ją przeczyta.<br />
2. "Amerykańscy bogowie" tegoż. Zaczęłam od serialu, może niepotrzebnie, bo potem nie umiałam sobie zwizualizować nikogo innego jako Cienia, jak tylko aktora z serialu Netflixa.<br />
3. "Chłopaki Anansiego" tegoż. Luźna kontynuacja poprzedniej pozycji, rozgrywająca się w tym samym świecie. Czytało się lekko i kilka razy uśmiechnęłam się do autora za te polskie akcenty (zresztą nie pierwszy raz po nie sięga).<br />
4. "I nie było już nikogo..." A. Christie. To moja pierwsza książka królowej kryminału, którą poleciła mi kiedyś koleżanka. Czytając to po raz pierwszy, książka miała rasistowski tytuł.<br />
5. "Ciemno, prawie noc" J. Bator. Oj, jak miło przeczytać kawałek dobrej, polskiej prozy... Zajęło mi trochę przyzwyczajenie się do stylu, ale jak już załapałam to aż nie chciało się kończyć lektury.<br />
<br />
Na ten rok podtrzymuję swoje postanowienie. Może kiedyś się uda wypełnić je w 100%.<br />
<br />
Przyjmuję propozcyje książkowe pod tym postem, tylko poważne oferty.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-75260883851808990882018-11-15T21:52:00.000+01:002018-11-15T21:52:27.774+01:00Raz, dwa... próba mikrofonuPamiętam, że kiedyś ktoś z czytelników zasugerował, żebym zmieniła kolor i wielkość czcionki, bo się oczy za bardzo męczą przy dłuższym czytaniu bloga. Persono, zrobiłam to z dedykacją dla ciebie, kimkolwiek i gdziekolwiek jesteś. A przy okazji i dla siebie, bo wzrok już nie ten co kiedyś i ileż można iść w zaparte.<br />
<br />
(właśnie sąsiad wracał z papieroska i mijając na korytarzu nasze drzwi wdzięcznie beknął, również pozdrawiam)<br />
<br />
Od ostatniego blogowania upłynęło dużo wody w rzece Severn. Sama rzeka kilka razy wylała, a raz prawie się zamieniła w mały strumyk z powodu suszy minionego lata. Ja też trochę się zmieniłam. Dojrzałam niczym walijski cheddar. Mam męża, pełnowymiarową pracę, do której chodzi się w uniformie z imienną plakietką oraz posiadam prawo jazdy. Od ponad trzech lat mieszkam w tym samym miasteczku i nadal pałam do niego sympatią. Dalej podróżuję po Wielkiej Brytanii, może nie do końca tyle, ile bym sobie tego życzyła, ale niestety tyle, na ile czas pozwala, odkrywając coraz to piękniejsze miejsca - Szkocjo, tęsknię! Zyskałam kilka nowych ważnych osób w moim życiu i wciąż poszukuję weny, bo pisanie nie idzie tak gładko jak kiedyś.<br />
Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu poczułam potrzebę powrotu tutaj, na bloga. Nie mam niczego mądrego do powiedzenia, ale w dzisiejszych czasach, kiedy wszystko jest ulotne i tymczasowe jak relacje i zdjęcia na snapchacie, chciałabym mieć coś, do czego wrócę za kilka lat, przeczytam, i pomyślę "ale to zgrabnie napisałam!".siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-40741911758885068722018-10-15T12:25:00.003+02:002018-10-15T12:25:34.999+02:00Tak na wszelki wypadekUsunęli mi starego bloga.<br />
<br />
To tak jakby kilka lat wspomnień zostało mi odebrane. Auć.<br />
Dlatego piszę tu choć kilka zdań, żeby historia się nie powtórzyła. Chociaż w sumie, może mnie coś tknie i wrócę, bo nigdy nie wiadomo...siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-34821958507373299432016-02-15T15:43:00.002+01:002016-02-15T15:43:51.122+01:00MiastowaMilczę. Ciągle jeszcze istnieję, ale nie mam czasu, żeby zebrać myśli w poprawne gramatycznie zdanie.<br />
Taka jestem miastowa.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-5166152883265471982015-10-21T19:20:00.000+02:002015-10-21T19:20:43.222+02:00Owczarek niemieckiZainspirowała mnie śmierć.<br />
Od dwóch lat jeżdzę taką samą drogą do pracy. Jeśli warunki mi na to pozwalają wsiadam na rower. Mam już swój rytuał: spoglądam na dom z workami na śmieci w oknach, czasem mijam dostawcę lokalnej gazety, zaglądam do ogródka przy drodze sprawdzić jak się mają truskawki w skrzynce z napisem volvo, obszczekuje mnie owczarek niemiecki... No właśnie. Za każdym razem wypatrywałam tego psa. Wylegiwał się w ogródku a na mój widok zawsze podnosił się i obszczekiwał tak długo, aż zniknęłam z pola widzenia (ewentualnie aż mu się znudziło). Bywały dni, że go nie widywałam i ogarniał mnie lekki niepokój, ale pojawiał się na następnego dnia i wiedziałam, że wszystko jest na swoim miejscu.<br />
Dzisiaj jechałam do domu i zamiast starego druha zobaczyłam małego szczeniaczka.<br />
<br />
Jeden z elementów mojego rytuału został zaburzony. Poczułam, że to znak.<br />
<br />
Za niecałe dwa tygodnie przeprowadzam się do innego mieszkania, w innym mieście. Już nie będę dojeżdżać do pracy na rowerze, zniknie więc obecny rytuał. Biorąc pod uwagę, że wszystkie moje przeprowadzki miały charakter chaotyczny (i było ich aż, bagatela! dwie) i nigdy tak do końca ich nie rozplanowałam, teraz trzęsę portkami. To konkretna sprawa i nie mam pojęcia, od czego zacząć. Na samą myśl, że nasza chatka nie będzie już nasza robi mi się bardzo smutno... więc staram się nie myśleć. Nie ma co ukrywać, że przywiązałam się do tego miejsca, w końcu trzy lata to szmat czasu.<br />
Lecz dzisiejsza rozmowa o owczarku niemieckim coś zmieniła. Pomyślałam sobie, że na wszystko jest w życiu odpowiedni czas.<br />
Teraz nastaje czas na opuszczenie chatki i rozpoczęcie nowego życia w nowym mieszkaniu.<br />
<br />
A pies? Pewnie jest teraz szczęśliwy gdzieś daleko, w świecie bez irytujących rowerzystów.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-72812282642423237962015-09-30T19:58:00.000+02:002015-09-30T19:58:16.072+02:00Najlepsze miejsce do ukrywania się we wrzosach Jakiś czas temu wspomniałam, że jak znajdę trochę czasu to napiszę Wam o najlepszym miejscu do ukrywania się we wrzosach. Czasu co prawda nie mam, ale przy kubku kawy z mlekiem czekoladowym (bez laktozy) naszła mnie ochota na pisanie. Takiej okazji nie można odtrącić.<br />
<br />
Wrzosy w chwili obecnej nie są imponujące, gdyż okres ich świetności przypada na koniec sierpnia i początek września. Kiedyś dawno temu, w odległym dzieciństwie czytałam książkę, w której bohaterka jechała do swojego nowego domu przez wrzosowisko. Nie do końca świadoma co to znaczy, wyobrażałam sobie jakieś ponure, straszne miejsce. Nic bardziej mylnego.<br />
<br />
Niedaleko miejscowości, w której mieszkam rozciągają się pofałdowane wzgórza. Nie ma nic oprócz owiec, paproci, borówki i wrzosów właśnie (i lotniska dla szybowców). Kiedy wrzosy zaczną kwitnąć to miejsce wygląda bajecznie!<br />
<br />
Gdy zapytacie, gdzie są najlepsze, najpiękniejsze wrzosowiska w Anglii zapewne usłyszycie, że w Yorkshire. Tam ogólnie wszystko jest najlepsze, jak powszechnie wiadomo ;) Warto jednak wziąć pod uwagę wciąż tajemnicze i sielskie Shropshire Hills. A jeśli jesteście nie tylko fanami flory, ale także amatorami wędrówek po górach to polecam wejść na Caer Caradoc i tam na samym szczycie z powodzeniem można chować się we wrzosach i obiecuję, nikt Was nie znajdzie.<br />
<br />
Sami popatrzcie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwEorAVtcyHBK7QHFvT7Uekirv-6Rsr1DbDOubS71_1jJe-hXB_qn-5RkCBA4R7Vp0E8LhY-MRnYVs291ep1poSY-EbXtIVspDH4fC0EOUX1S4DPqz5lwFjM-iE_RW-Ht1kUSlk5p2BI2G/s1600/DSC_1846.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwEorAVtcyHBK7QHFvT7Uekirv-6Rsr1DbDOubS71_1jJe-hXB_qn-5RkCBA4R7Vp0E8LhY-MRnYVs291ep1poSY-EbXtIVspDH4fC0EOUX1S4DPqz5lwFjM-iE_RW-Ht1kUSlk5p2BI2G/s320/DSC_1846.JPG" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-22527739722118431672015-09-22T23:46:00.000+02:002015-09-22T23:46:04.837+02:00Jak zarobić fortunę przez internet Jak zarobić fortunę przez internet?<br />
<br />
Nie mam bladego pojęcia, ale jeśli ktoś wie, chętnie wysłuchać wszelkich wskazówek.<br />
<br />
Wiem jednak kiedy podświadomość wysyła sygnał, że zbliża się podeszły wiek. Próbuje dotrzeć do świadomości poprzez sny. Przykład:<br />
S. (otwiera szafkę w łazience): Co jest? Kto zużył mój cały krem różany pod oczy?<br />
A. (przeciągle): Ja... Bo miałem suche kolana.<br />
S. (rozpacz): @#/%&*$£¥§<br />
<br />
Kurtyna.<br />
<br />siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-83046465476238118002015-09-14T00:47:00.000+02:002015-09-14T00:47:10.534+02:00Ciągle dycham Dla uspokojenia wszystkich, którzy niepewnie zerkają na ten zakątek internetu i martwią się, że od jakiegoś czasu nic się nie pojawia - pragnę Was powiadomić, że ciągle żyję, mam się dobrze i jedyne czego mi brakuje to wolny czas. Co w sumie jest dobrą informacją.<br />
Pomiędzy próbami poprawienia kondycji, szukaniem nowego lokum, wypadami do kina i pracą mam czas na sen. Stąd milczenie. I czasem też, prawda, weny brakuje. Tak już z nią jest, że gdy jest potrzebna, to jej nie ma.<br />
<br />
Aby ten post nie był tylko tłumaczeniem się przed Wami zdradzę sekret. Krwawy sekret.<br />
Rozjechałam gołębia... W jednej chwili pojawił się na przejściu dla pieszych i zdecydował, że się przespaceruje. To był jego ostatni spacer.<br />
<br />
Ups.<br />
<br />
Jak mi się znowu zechce (czyt. znajdę czas) to napiszę o najlepszym miejscu do chowania się we wrzosach. Bywajcie!siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-41663514313134316542015-07-18T12:30:00.000+02:002015-07-18T12:30:01.464+02:00AberystwythJest sobie takie miasto na mniej więcej środkowym wybrzeżu Walii, którego nazwa na pierwszy rzut oka jest niewypowiadalna dla zwykłego śmiertelnika. Aberystwyth. Kiedyś, nie wiedzieć czemu, kojarzyło mi się z absyntem. Teraz kojarzy mi się bardziej z ogniskami na plaży i hazardem.<br />
<br />
W Aberystwyth - jak w każdej szanującej się mieścinie na Wyspach Brytyjskich - znajduje się zamek. Niewiele z niego zostało, ale przyznam, musiał być imponujący za czasów swojej świetności. Obawiam się, że jednak większą uwagę przykuwa budynek starego uniwersytetu, którym nie pogardziłby żaden fan Harrego Pottera. Chociaż do nich nie należę budowla znalazła u mnie wielką aprobatę (och te wieżyczki!). Zwłaszcza w świetle zachodzącego słońca. Już nawet wyobraziłam sobie siebie samą, siedzącą na nużącym wykładzie, spoglądającą przez okno w dal, na fale rozbijające się o skały. O tak.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDWsqA3sUarEerGZqHZ7Wl-sXPg3AqDYgtQdEP8OJl9hxPCSIW2yp7jcriN9L-iFi9p1Tdk13Q9OY9HIZneRF20Lv4Gx0RsFcx250hD2JEpyuLl0M6iM2ya45Ke_YPSPRWZa91hz21OF7Y/s1600/SAM_5595.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDWsqA3sUarEerGZqHZ7Wl-sXPg3AqDYgtQdEP8OJl9hxPCSIW2yp7jcriN9L-iFi9p1Tdk13Q9OY9HIZneRF20Lv4Gx0RsFcx250hD2JEpyuLl0M6iM2ya45Ke_YPSPRWZa91hz21OF7Y/s320/SAM_5595.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Budynek uniwersytetu Aberystwyth</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<a name='more'></a> Wzdłuż linii brzegowej można pospacerować promenadą, wśród mew i kafejek. Promenada kusi turystów swoim małym kasynem, wcinającym się w morze. Nigdy nie próbowałam grać, pomijając wielokrotne nieudane próby złapania maskotki w nieszczęsnych automatach nad Bałtykiem. Humory dopisywały, zatem postanowiliśmy się porwać przygodzie i utonęliśmy w odmętach hazardu. Taa... Z niemałym zażenowaniem muszę stwierdzić, że kiedy udawało mi się wygrywać w automatach z monetami - tych na zasadzie wrzuć jedną, by przesunęła całą stertę czekającą tuż na krawędzi - czułam przypływ adrenaliny. Gdy zauważyłam, że udało mi się podwoić kwotę, którą dysponowałam na początku, ogranęła mnie żądza wygranej. Wrzucałam kolejne onety bez opamiętania. Ostatecznie przegrałam wszysto co miałam. Cały funt przepadł! Ale wreszcie przekonałam się na własnej skórze jak to jest z tym hazardem i zrozumiałam, dlaczego ludzie się od niego uzależniają. Wbrew pozorom to dziecinnie łatwe wpaść w szpony nałogu. Całe szczęście mój portfel szybko zacisnął pasa i kazał wyjść z kasyna, ale to już, natychmiast.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKjnfP_-x381I66Ns_bALGZS5P7o7nqGp_OWk4Lretq3zyNgoz-b7jstaA3BVNg7Xp1prtg7p0bbqeVjuSkvTq-pMmv9eG5W42fDYuPkbOSBiXhC4UupVB7QC_K7xU8P2LcC7QQMSaEHU0/s1600/SAM_5536.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhKjnfP_-x381I66Ns_bALGZS5P7o7nqGp_OWk4Lretq3zyNgoz-b7jstaA3BVNg7Xp1prtg7p0bbqeVjuSkvTq-pMmv9eG5W42fDYuPkbOSBiXhC4UupVB7QC_K7xU8P2LcC7QQMSaEHU0/s320/SAM_5536.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ścieżka na Constitution Hill</td></tr>
</tbody></table>
By się dotlenić, weszłam na Constitution Hill, z którego rozciąga się piękny widok na Aberystwyth, Zatokę Cardigan oraz okolicę. Dojrzałam długą plażę w Borth - raj dla surferów - oraz nasze wcześniejsze miejsce wypadu weekendowego. Tablica informacyjna próbowała mnie przekonać, że podczas ładnej pogody można zobaczyć szczyt Snowdon. Oczywiście zdołałam przekonać samą siebie, że naprawdę go widzę tylko nie mogłam zadecydować, który ze spiczastych szczytów to ten właściwy. Każdy mógłby być Snowdonem. Prawdopodobnie z wypatrzeniem Snowdon jest podobnie jak z widokami z tegoż. W idealnych warunkach pogodowych można dostrzec nawet szczyty w Irlandii... z odpowiednią dozą wyobraźni wszystko można.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWRRA0Rp2FiS170fzr1dEDyb2vhQUoIaI-tFy8XgT4b4CpWR_5QExMCnMsiDzKlf6m6V8h3vg005swADjt_ZlqZaBd5Dwvju9AHSVHGj88rrtXsrM8nywlAL59xauuY-Tc3_tQPs6caWjD/s1600/SAM_5557.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWRRA0Rp2FiS170fzr1dEDyb2vhQUoIaI-tFy8XgT4b4CpWR_5QExMCnMsiDzKlf6m6V8h3vg005swADjt_ZlqZaBd5Dwvju9AHSVHGj88rrtXsrM8nywlAL59xauuY-Tc3_tQPs6caWjD/s320/SAM_5557.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Widok z Constitution Hill na Aberystwyth</td></tr>
</tbody></table>
Jeśli nie jest się fanem zadyszki i dreptania, Aberystwyth hojnie ofiaruje przejażdżkę na szczyt Constitution Hill kolejką -Aberystwyth Cliff Railway. Nie wiem, jakie są wrażenia z takiej wycieczki, albowiem się na nią nie skusiłam, ale kolejka musi mieć się dobrze, skoro prosperuje od 1896 roku po dziś dzień.<br />
Nie wspomniałam jednak o najważniejszym. Aberystwyth to miasto studenckie. Po zmroku jednak nie tętni życiem i nie wylewa się z dyskotek, jakby można było się tego spodziewać. Jasne, były jakieś imprezy, ale stosunkowo niewiele. W pubach było tłoczno i gwarnie, ale raczej spokojnie. Ujęło mnie, że na plaży zbierały się grupki znajomych i siedzieli przy ogniskach, jedni z gitarami, inni z winem w ręku. Panowała niesamowita atmosfera luzu. Czuć było w powietrzu wakacje. Aż chciało mi się usiąść razem z nimi i wpatrywać się w płomienie.<br />
Nigdy mnie specjalnie nie ciągnęło do tego miejsca, mimo iż co chwilę o nim słyszałam. Doznałam przyjemnej niespodzianki, mogąc samej przekonać się, jakie może być to miasto. Mimo iż okrutnie wymroziło mnie na plaży, a przeszywający wiatr i mżawka prawie wypłoszyły mnie do samochodu, bardzo miło wspominam ten wypad.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidCzzSNFkUlGu2R6TkqOqIAXt6GvIlzJrhbQRt7BYezXfmfufqVGwgJsj-4y7kuFmLsg_7WBlvFX-NA_vcjmRGnU4o2FbbLKof5nwoPrJgaoXppGXTMi7MdzKTeHeM_uhYEyD-CR0eDLg1/s1600/SAM_5565.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidCzzSNFkUlGu2R6TkqOqIAXt6GvIlzJrhbQRt7BYezXfmfufqVGwgJsj-4y7kuFmLsg_7WBlvFX-NA_vcjmRGnU4o2FbbLKof5nwoPrJgaoXppGXTMi7MdzKTeHeM_uhYEyD-CR0eDLg1/s320/SAM_5565.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Kolorowe domy przy plaży</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Kolejna szpileczka w mapie.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-81045625603968757382015-07-15T23:37:00.001+02:002015-10-28T00:19:35.086+01:00Na zielono i niebieskoOstatnio pisanie nie przychodzi mi z taką łatwością jak kiedyś. Zbieram w głowie myśli, formuję je w zdania, ale potem jakaś niewidzialna siła powstrzymuje mnie przed ich zapisaniem. To chyba świadomość i powątpiewanie przyczyniły się do tej blogowej ciszy.<br />
Zresztą nie tylko tu brak nowości. Od dawna przestałam pisać jakiekolwiek teksty. Chciałabym, ale nie czuję się wystarczająco dobra.<br />
<br />
Za milczenie można również obarczyć naszą ludzką rasę. Zwyczajnie się zniechęciłam. Czasem po prostu łatwiej i zdrowiej jest zamknąć usta. Przemilczeć. Olać gorącym strumieniem moczu.<br />
<br />
Jakiś czas temu zdarzyło mi się oglądać znowu "Amelię". Zapomniałam, jaki to piękny film, zostawiający w człowieku ciepło jeszcze na długo po jego obejrzeniu. Byłoby pięknie żyć w świecie Amelii. Takim prostym, szczerym, w odcieniach czerwieni. Tak... hm. Muszę zadowolić się życiem siurkowym, które jest trochę bardziej skomplikowane, w kolorze zieleni i błękitu.<br />
<br />
Ostatnio znowu byliśmy nad morzem. Wpatrując się w horyzont myślałam o tym, że tam gdzieś daleko dokładnie przede mną zaczyna się Irlandia. Wdychanie jodu zdecydowanie mi sprzyja. Tak sobie myślę, że gdybym dożyła emerytury mogłabym zamieszkać nad morzem. Spacerowałabym rano po plaży znajdując setki muszli i połamane szczypce krabów.<br />
<br />
***<br />
Tęsknię do Woodstocku. Już niedługo!siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-46999339845206321572015-07-01T20:37:00.002+02:002015-07-01T20:37:27.389+02:0024 dni24 dni do wyjazdu na Woodstock! Jupiii!siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-83398212470302508712015-06-20T23:16:00.000+02:002015-06-24T00:45:50.114+02:00A może by tak...Czasami zastanawiam się, czy nie łatwiej byłoby po prostu rzucić tym wszystkim, odciąć się od ludzi, całego zakłamanego świata i zamieszkać wśród dziczy.<br />
Z gromadką psów, by mieć przy sobie towarzystwo przyjaciół na dobre i na złe.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Całkiem niezły pomysł.<br />
<br />
...<br />
<br />
Ludzie są tacy rozczarowujący.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-15691646999338758952015-06-16T23:11:00.000+02:002015-06-16T23:11:16.300+02:00Mądrości Dr House'aDr House mawiał, że ludzie się nie zmieniają. Odważę się nie zgodzić. Ludzie się zmieniają, przynajmniej w pewnych aspektach.<br />
<br />
Weźmy na przykład mnie.<br />
<br />
Jeszcze kilka lat temu w moim pokoju ustanowiłam kategoryczny zakaz dla wegetacji. Przez wiele lat walczyłam z wiszącą nad łóżkiem paprotką (ostatecznie wygrałam), potrafiłam ususzyć kaktusy a jak podlewałam mamie kwiatki to zawsze je przelewałam.<br />
Dzisiaj mój parapet jest pozastawiany doniczkami z kaktusopodobnymi i ziołami, przed chatką stoją doniczki z kwiatami, warzywami i resztą ziół, a wczoraj zakwitły zeszłoroczne goździki. Co więcej, przesadzanie i dopatrywanie roślinek rosnących z nasion stało się jedną z moich rozrywek. Kiedyś nie lubiłam babrania się w ziemi. Dziś uważam to za trapeutyczne zajęcie. A kanapki z samodzielnie wychodowaną sałatą albo ziemniaki posypane domowym koperkiem - mniam!<br />
Albo inny przykład. Kiedyś nienawidziłam oliwek. Krzywiłam się na samą myśl. Teraz sama od czasu do czasu wrzucam je do swojego jedzenia, bo zaczęły mi smakować. Ale tylko czarne. Zielone są dla mnie wciąż zbyt intensywne.<br />
To może jeszcze przykład z gitarą. Kiedyś byłam przekonana, że moja kariera będzie się wiązać z muzyką. Gitara towarzyszyła mi niemal wszędzie. Dzisiaj nie pamiętam nawet nazw chwytów barowych, a gitara stoi w kącie i nie widuje światła dziennego. Ani żadnego innego.<br />
<br />
Dr House mawiał także, że wszyscy kłamią.<br />
<br />
<br />
A wspominam o House'ie z tego powodu, gdyż od poniedziałku do piątku spędzamy razem poranki. On zazwyczaj rzuca złośliwe komentarze, łyka Vicodin i ratuje ludzkie życia; ja jem płatki z mlekiem albo owsiankę i czeszę włosy. Jest ok.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-43448618235655612802015-06-09T22:39:00.000+02:002015-06-09T22:39:55.110+02:00Wędzony kabelek, hot wings i Walia w jednymJakiś czas temu siedziałam sobie przeglądając ciekawe blogi, tanie linie lotnicze i etsy, gdy nagle poczułam spaleniznę. Sprawdziłam wszystkie możliwe źródła zapaszku (łącznie ze skarpetkami), ale nie znalazłam niczego, co pachniałoby jak wędzony kabel. I wtedy mnie olśniło.<br />
<br />
Kabel!!!<br />
<br />
Na szczęście komputer ocalał, miałam tylko kilkunastodniową przerwę. Kto tęsknił ręka do góry!<br />
<br />
Szybki update:<br />
1. Odhaczony Grillstock na którym Angol miał darmową wyżerkę skrzydełek, objadłam się mięsa jak świnia i pobujałam się do The Heavy. Konkurs jedzenia pączków przełożyłam na przyszły rok.<br />
2. Przez tydzień byłam razem z Angolem właścicielką labradora i przypomniało mi się jak to jest mieć psią sierść na każdym skrawku ubrania.<br />
3. Weekend spędzony nad morzem i w górach. Opaliłam sobie nogi i nabawiłam się zakwasów od spaceru po górkach. A wszystko w towarzystwie ludzi, którzy znają moje potrzeby. Luuuubię takie weekendy :)<br />
<br />
Lato przyszło ukradkiem i bardzo mi się to podoba, może w końcu przstanie wiać jak w Kieleckim. Ogólnie jest dobrze, nawet bardzo, a gdy pomyślę, że już za 48 dni jedziemy na Woodstock...! Juhuuu!siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-70604243982684165462015-05-26T22:00:00.002+02:002015-07-17T10:04:07.640+02:00Wyspa Skomer - z lornetką wśród puffinówMiałam dzisiaj dużo czasu na myślenie podczas pucowania 40 szklanych waz, więc obmyśliłam zarys tego, co chciałabym napisać. Wcześniej nie było czasu - ani na myślenie, ani na pisanie. Bywa. Ale do rzeczy.<br />
<br />
Jest takie miejsce, o którym jeszcze do niedawna nie miałam bladego pojęcia, a które obecnie znajduje się w czołówce moich ulubionych. To niesamowity, nieskalany ludzką ręką teren, gdzie można poczuć integrację z naturą i zatopić się w bezkresnym pięknie przyrody; to miejsce, gdzie człowiek jest tylko gościem i to proszonym, lecz z wizytą ograniczoną czasowo. <br />
<br />
Po polsku: jest tam cudownie.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Mowa o wyspie Skomer, położonej na zachód od hrabstwa Pembrokshire w Walii. Wyspa słynie z tego, że jest miejscem lęgowym dla maskonurów (wdzięczne angielskie <i>puffin</i>) oraz domem dla innych niezwykłych ptaków morskich, a co za tym idzie rarytasem dla fotografów i ornitologów. Na wyspie królują maskonury, ale w pierwszej chwili odnieść można wrażenie, że to mewy i króliki władają tą zieloną wyspą. Oczywiście spotkać można całą rzeszę innego ptactwa, którego nie potrafię nazwać, a spoglądając w turkusowe wody oblewające Skomer łatwo jest wypatrzyć wygrzewające się na powierzchni wody foki szare. Podobno szczęśliwcy mogą zobaczyć też delfiny. Moje szczęście wyczerpało się na słonecznej pogodzie (i ptasim gówienku na spodniach).<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-3XNfXSxDbKJGtrv9BqpmiSd34aJkF3g9DdHk7YqwOTTIHVv287OhMt2_kGHETfnOwAmp5QJap3hMpW3BwDjTFAAFPcSFwdxSNy8Vr6JriFAVNc5dUP0K490t9gtoBZe-vi9BG6cG0tlJ/s1600/SAM_5280.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-3XNfXSxDbKJGtrv9BqpmiSd34aJkF3g9DdHk7YqwOTTIHVv287OhMt2_kGHETfnOwAmp5QJap3hMpW3BwDjTFAAFPcSFwdxSNy8Vr6JriFAVNc5dUP0K490t9gtoBZe-vi9BG6cG0tlJ/s320/SAM_5280.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Na wyspę można się dostać łodzią, która wypływa bodaj cztery razy dziennie. Miejsca są ograniczone, warto być wcześnie rano, żeby się załapać. My przybyliśmy na miejsce o 10 i musieliśmy poczekać godzinę z hakiem, bo pierwszy rejs został wykupiony. Warto też zabrać ze sobą lornetkę, chociaż na wyspie można wypożyczyć sprzęt. Spacerować można tylko po wyznaczonych ścieżkach. To w tym przypadku szalenie istotne, bo maskonury budują tunele prowadzące do jamy, w której wysiadują jaja i jeśli taki ciekawski siurek zboczy z trasy, może niechcący zniszczyć gniazdo i przy okazji skręcić kostkę.<br />
W ciągu 4 godzin (tyle czasu mamy wyznaczone na zwiedzanie) da się obejść całą wyspę, pod warunkiem, że ciągle się maszeruje. Nasza ekipa zatrzymywała się wielokrotnie, bo ciężko było nie zapatrzyć się na te widoki, albo nie przylepić się do lornetki próbując nadążać za szybującymi maskonurami. Te ptaki są naprawdę sympatyczne! Czasami podchodzą bardzo blisko, są na wyciągnięcie ręki. Ich lot jest furkoczący, a ich pomarańczowe łapki pełnią rolę sterników. Serio, można na nie patrzeć godzinami...<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSITGDdpkI50ZjOq0OLQETH5qfP4koiuo3LA4YbnXtjBFiWsqH5C2Imko3VZdDGOudNph1BixsGVS6ik7RjvjO7HC9516foRK0LX4weOrV6hKOUvXrsuZjQBZ2eeYKmCti5nfaC4-FhA84/s1600/SAM_5298.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSITGDdpkI50ZjOq0OLQETH5qfP4koiuo3LA4YbnXtjBFiWsqH5C2Imko3VZdDGOudNph1BixsGVS6ik7RjvjO7HC9516foRK0LX4weOrV6hKOUvXrsuZjQBZ2eeYKmCti5nfaC4-FhA84/s320/SAM_5298.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Maskonur we własnej osobie.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmJH4EmGxO7e3sjCoGyj0-BLcCAA7b34T4Oz6M_w87pnuZFKEzhcUnw9d4jwsfwerSJJgcEWyH16xix6Aezt6I3ei8C01cDYqe2usjvyq6tAlbfZbOlBz8m4raqarQ67zM_wSj9HnySUmI/s1600/SAM_5281.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="81" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmJH4EmGxO7e3sjCoGyj0-BLcCAA7b34T4Oz6M_w87pnuZFKEzhcUnw9d4jwsfwerSJJgcEWyH16xix6Aezt6I3ei8C01cDYqe2usjvyq6tAlbfZbOlBz8m4raqarQ67zM_wSj9HnySUmI/s320/SAM_5281.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Panorama wyspy Skomer.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhT_WgBTzYBh-sXtmc8aTi6OSGLzpuyguxV09qbZ4iZ9MJj2J47iNHfS-gvIrp2w2isHE7pHK5gGkZlKMO_B1jbf-nVMh8BdFbYEOkY5QwmgmV1KR_tGYGJvYxjdR2X3Ek5kHkVr3-RPuNj/s1600/SAM_5287.JPG" imageanchor="1"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhT_WgBTzYBh-sXtmc8aTi6OSGLzpuyguxV09qbZ4iZ9MJj2J47iNHfS-gvIrp2w2isHE7pHK5gGkZlKMO_B1jbf-nVMh8BdFbYEOkY5QwmgmV1KR_tGYGJvYxjdR2X3Ek5kHkVr3-RPuNj/s320/SAM_5287.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Skomer to kolejny dowód na to, że Walia jest jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie.Czy jeszcze ktoś mi nie wierzy?<br />
<br />
***<br />
Podziękowania dla wszystkich towarzyszów podróży. Do następnego!<br />
<br />
PS. Niech żyje Królowa, to jej święto!<br />
PS 2: Od dziś to również święto Dziwadła, witamy Jadwigę na pokładzie :)siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-3317865569178172762015-05-19T23:09:00.000+02:002015-05-19T23:09:26.193+02:00Niemodny blogOstatnio doszłam do przełomowego wniosku.<br />
Otóż - piszę to z żalem - mój blog jest staromodny.<br />
<br />
Nie jest na czasie. Nie zawiera absolutnie niczego, co powinien zawierać. Nie ma ani pożytecznych porad, ani przepisów, ani wskazówek dotyczących jak żyć na emigracji, ani jak się ubrać ładnie (ani jak się ubrać brzydko), nawet recenzji nie ma, że nawet nie wspomnę o jakichś mądrych przemyśleniach. Do niedawna ten blog nie posiadał nawet opisu w ustawieniach. Postanowiłam trochę to zmienić a pierwszym krokiem, który można zauważyć, jest zmiana kolorystczna.<br />
Toksyczny zielony zaczął krzywdzić nawet moje oczy. O jedną parę ślepi za wiele.<br />
<br />
Zatem skoro pierwszy krok już zrobiony, teraz powinno pójść jak po maśle.<br />
<br />
<br />
A propos. Chyba przypaliłam ciasto. Niech to licho.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-66600718675935807162015-05-07T23:16:00.000+02:002015-07-17T10:05:33.413+02:00Inwazja Polaków na Flounder's FollyMajówka już dawno poszła w niepamięć. Było mokro i zimno, i w ogóle mniej majowo niż sobie tego życzyłam. Nie przeszkodziło to wcale w grillowaniu (a jakże), ani tradycyjnej już wyprawie do przyjezdnego wesołego miasteczka w Ludlow. W poniedziałek pogoda zrobiła wszystkim miłą niespodziankę i pozwoliła przebić się promieniom słonecznym oraz wstrzymała ten szalony wicher. I dobrze, bo moje zioła mogłby tego dłużej nie znieść.<br />
Tak się szczęśliwie złożyło, że właśnie w bank holiday'owy poniedziałek można było wejść na wieżę Flounder's Folly, o której już kiedyś wspominałam <a href="http://siuru.blogspot.co.uk/2014/03/zbyt-ryzykowne-by-myslec-za-dugo.html" target="_blank">w tym miejscu</a>. Dla przypomnienia: wbudowano ją w niejasnym celu 200 lat temu na szczycie wzgórza i stoi do teraz.<br />
Wieża zazwyczaj jest zamknięta dla turystów, ale obiecaliśmy sobie z Angolem, że tam wejdziemy. W tym kraju mało znane obiekty historyczne często są otwarte tylko w wyznaczone dni w ciągu roku. Można sobie sprawdzić, w które dni zwiedzanie jest udostępnione i czyhać na okazję. Często wstęp jest darmowy (chociaż mile widziane jest wrzucenie monety do puszki w ramach datków).<br />
Zatem plan na wolny poniedziałek był. Założyliśmy wygodne buty i w południe ruszyliśmy na szlak.<br />
Szło się przyjemnie. Zapach żywicy budził we mnie wspomnienie Beskidów. Słońce miło grzało, pobudzone owady odbijały się od twarzy, a bluza i szalik okazały się być zbędnym balastem. Dość szybko dotarliśmy na szczyt pod wieżę. Przekonaliśmy się, że nie tylko ja zainteresowałam się poznawaniem lokalnej historii, bo wokół budowli utworzyła się mala grupka emerytów z psami oraz kilka młodych jednostek. Pan Strażnik Wieży poradził, żebyśmy poczekali chwilę, bo na górze jest już tłok. Pospacerowaliśmy więc sobie dookoła, ponapawaliśmy się widokami (widok znajomy, w którą stronę nie spojrzysz - wzgórza, pastwiska i pola uprawne) i doczekaliśmy się naszej kolejki.<br />
80 stóp wyskości (26 metrów) nieco zmieniło perspektywę. Dojrzeć można było Black Mountains w Walii pod warunkiem, że wiedziało się, gdzie szukać. Dzięki tablicom informacyjnym mogłam dowiedzieć się mniej więcej gdzie jest co i pooglądać Great Malvern, Long Mynd czy Wrekin.<br />
Gdy się napatrzyliśmy zarządzono odwrót. Pan Strażnik Wieży zagadał, czy się podobało, gdzie mieszkamy, a skąd pochodzimy. "Poland! Dziękuję!" okazało się, że synowa Pana Strażnika Wieży pochodzi z Opola i był na weselu. Froslaf, też tam był i Warsaw w '59. I jeszcze na Słowacji był i widział Tatry i w Rosji też był. Światowy Pan Strażnik Wieży. Przyjemnie nam się rozmawiało, nauczyliśmy jeszcze Pana powiedzieć "dzień dobry", a na koniec padł żart, że pewnie nie będziemy głosować na UKIP.<br />
Ruszyliśmy więc w drogę powrotną. Schodziliśmy sobie i spotkaliśmy na drodze naszych rodaków (których wcześniej notabene nie załam). Uprzejmi ludzie, emeryci, wiadomo. Ucięliśmy sobie z nimi pogawędkę i sprzedaliśmy cynk, że Pan Strażnik Wieży mówi po polsku.<br />
Ruszyliśmy w dalszą drogę, dotarliśmy do parkingu i spotrzegliśmy znajomy samochód - następni Polacy... Prawdziwy najazd! Gdby każdy z nas zarejestrował się do głosowania UKIP naprawdę nie miałby żadnych szans.<br />
<br />
Ale i tak już po ptokach. Brytyjczycy dzisiaj głosowali. Nasza kolej wypada w niedzielę. Znowu mam twady orzech do zgryzienia, bo niby mogę głosować, ale nie wiem na kogo. Czy mogłabym oddać głos na Pana Strażnika Wieży? Wyglądał na takiego co to ma poukładane w głowie...<br />
<br />
To tyle z nowości siurkowego podwórka. Poza tym tendencja spadkowa, bo jak się chrzani to wszystko naraz. Oby do weekendu, a później jakoś to będzie.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-33914397453008695082015-05-03T22:37:00.001+02:002015-05-04T09:49:37.135+02:00Ze Scunthorpe w tleTadam!<br />
Wiedziałam, że tak będzie, jak się publicznie pożalę, to netbook się znajdzie. I co, nie miałam racji?<br />
<br />
Jeśli dobrze sobie przypominam obiecałam relację z naszych małych wypadów, które miały miejsce w okolicach Wielkanocy. Odwiedziliśmy wówczas Velvetowego Pirata. Spędziliśmy miły dzień w Yorku. To bardzo urocze miasteczko z piękną architekturą i ciasnymi uliczkami. Przeszliśmy się po murach obronnych miasta, obeszliśmy słynną katedrę, przespacerowaliśmy się ulicą Pokątną, na której znaleźliśmy sklepik ze słodyczami (maślane ciasteczka czyli shortbread, które tam kupiłam, były pyszne!), aż wreszcie poszliśmy do przytulnego pubu, w którym musiałam sprawdzić, czy Guinness na pewno wszędzie smakuje jednakowo ;) <br />
<a name='more'></a>W Niedzielę Wielkanocną byliśmy na rezurekcji (poważnie! staliśmy w przedsionku kościoła w wyniku wysokiej frekencji, ale byliśmy... i było Zmartwychwstał Paaaaan!!!) a później po świątecznym śniadaniu wybraliśmy się na Derwent Egde w Peak District poszukać głuszców. Zwiedzaliśmy także Scunthorpe, gdzie mają wypasiony polski sklep, w którym da się kupić nawet drożdżówki! Ale najważniejsze, że mogliśmy znowu zobaczyć się z Piratem, poznać jej współlokatorki (tak, wliczyłam Kota) i spędzić Wielkanoc inaczej, niż półleżąc na sofie, objadając się łakociami i gapiąc w telewizor.<br />
Bardzo, bardzo dziękujemy za gościnę, pisanki, mleko bezlaktozowe (<3), atrakcje i spacery. I za czesanie moich włosów. Od tamtej pory codziennie mam "bad hair day" :)<br />
A tutaj kilka zdjęć:<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjU8AaNa5e3U1wBG1FCcBS5LLO_fDVkQ4FuB9kqbzcLgPR-ZKE8L5vPtHPoJQ_QMb-zZ5P6x3YEnQpVUKkZ_0CQDENdlwF2X8osMl9kmXrGXLUC6watNvusEcKxl_NIbVqYFBPY74ANuXcj/s1600/SAM_4688.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjU8AaNa5e3U1wBG1FCcBS5LLO_fDVkQ4FuB9kqbzcLgPR-ZKE8L5vPtHPoJQ_QMb-zZ5P6x3YEnQpVUKkZ_0CQDENdlwF2X8osMl9kmXrGXLUC6watNvusEcKxl_NIbVqYFBPY74ANuXcj/s1600/SAM_4688.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Wyłaniająca się katedra.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho8jefBuRWbW5V2TSHyql0SgKXR_IwXfuhRs4mIgFE_NecLNnI-spmt2GTgUYoTaKeqIys3XY-1jSWHNPcVwyatj6ULJ9uC1ElDQCH4c4FyHJErGbsDT_1K_p21Fn9V54ZyxIaHbFYbYOE/s1600/SAM_4717.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEho8jefBuRWbW5V2TSHyql0SgKXR_IwXfuhRs4mIgFE_NecLNnI-spmt2GTgUYoTaKeqIys3XY-1jSWHNPcVwyatj6ULJ9uC1ElDQCH4c4FyHJErGbsDT_1K_p21Fn9V54ZyxIaHbFYbYOE/s1600/SAM_4717.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ciasne uliczki Yorku.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwHx_WRYZaU13ZnYo1aAjRzr4nm5H020wwmzZfmxGk0nxquIqMvBiYHdPuhvz_xZQA5-y2ml-KYEtpGLzV78lV4jdkAW2oE6QQgrry23gj34AOoA0obDtP3lNVvIF6UuWFCZUnZOEmykiw/s1600/SAM_4719.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwHx_WRYZaU13ZnYo1aAjRzr4nm5H020wwmzZfmxGk0nxquIqMvBiYHdPuhvz_xZQA5-y2ml-KYEtpGLzV78lV4jdkAW2oE6QQgrry23gj34AOoA0obDtP3lNVvIF6UuWFCZUnZOEmykiw/s1600/SAM_4719.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">"To jest zamek? Tylko tyle?"</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoi3Q-f4jbDE2dItcTjkWyHMSlS-iAjO2ynC8_hTr1gyfS7aJGYvb3bRWaPedZWwBGxXSqdUvFR29OFhqyGNVGzGujzLQr5cQoa9NNs-PZVxLurj3TswBWEWo5pllbydnhyphenhyphenbeNDAAOn7ec/s1600/SAM_4726.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoi3Q-f4jbDE2dItcTjkWyHMSlS-iAjO2ynC8_hTr1gyfS7aJGYvb3bRWaPedZWwBGxXSqdUvFR29OFhqyGNVGzGujzLQr5cQoa9NNs-PZVxLurj3TswBWEWo5pllbydnhyphenhyphenbeNDAAOn7ec/s1600/SAM_4726.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Moje ulubione zdjęcie z Yorku: chowanie się przed gęsią za Piratem.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcoDsp4ehj1RFUq5-G8Nb30TjNo9-kjWZ0NjfE6mh9FZmM_K_zOAG18JETJuhB8MWAZ6efDdtxXGsbR6SQIolDrQuLCccgH4QU25_j_StfYPHfUc1qZyOfUrNR6hlBSuJDWEt9ZzbLyJY3/s1600/SAM_4738.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcoDsp4ehj1RFUq5-G8Nb30TjNo9-kjWZ0NjfE6mh9FZmM_K_zOAG18JETJuhB8MWAZ6efDdtxXGsbR6SQIolDrQuLCccgH4QU25_j_StfYPHfUc1qZyOfUrNR6hlBSuJDWEt9ZzbLyJY3/s1600/SAM_4738.JPG" width="320" /></a></div>
<br />
Park Narodowy Peak District i Derwent Edge. <br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEics9-KhQeJtphDgRnbXbIek-Aqpxtx3Esj_1tAi1_tGBTiBzGlixwMC_lqJlvi_eDsW5jkVhvg-s9nDkT777V7G-k638e9GkuRz86XafT34RlWNOGBHMtMKLwR0CtYi1uBr1pUeWDzJCnr/s1600/SAM_4758.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEics9-KhQeJtphDgRnbXbIek-Aqpxtx3Esj_1tAi1_tGBTiBzGlixwMC_lqJlvi_eDsW5jkVhvg-s9nDkT777V7G-k638e9GkuRz86XafT34RlWNOGBHMtMKLwR0CtYi1uBr1pUeWDzJCnr/s1600/SAM_4758.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Spacer. Cel: kamulce. A potem te następne. I następne. I następne...</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEin78S-w4jfUZUkqPqT-SU7iQuTsgYZYkSbKjHa8qF3TcRIA0OfjrWqPMxUKq3KlDOPxXMlsq0TaKq9I1pOQbS3UuYASUs65gGMe3uBNH72MI3RTyISyyMfwU1FUUOU92KPWAMHN74ErXLu/s1600/SAM_4797.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEin78S-w4jfUZUkqPqT-SU7iQuTsgYZYkSbKjHa8qF3TcRIA0OfjrWqPMxUKq3KlDOPxXMlsq0TaKq9I1pOQbS3UuYASUs65gGMe3uBNH72MI3RTyISyyMfwU1FUUOU92KPWAMHN74ErXLu/s1600/SAM_4797.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Odpowiednie obuwie to podstawa!</td></tr>
</tbody></table>
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8oSAj1_oa6jIlY8HUVD-CZylMsyl6jNO2iZPrrJQbM2gefxmSrcnG9bjBqR6876K882p_i0TCFGD1DKeabg8fHaQqI7ljjo38oW5KgL_1v4wrvQgvgn8Gvv6d9vjBt_mVy_Yw60tFgFHS/s1600/SAM_4800.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8oSAj1_oa6jIlY8HUVD-CZylMsyl6jNO2iZPrrJQbM2gefxmSrcnG9bjBqR6876K882p_i0TCFGD1DKeabg8fHaQqI7ljjo38oW5KgL_1v4wrvQgvgn8Gvv6d9vjBt_mVy_Yw60tFgFHS/s1600/SAM_4800.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Widoki zacne.</td></tr>
</tbody></table>
<br />
Myślę, że następny post pojawi się szybciej i nic mi się do tego czasu nie zgubi. Tymczasem, robaczki!siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-51309211592332451572015-04-29T19:38:00.002+02:002015-04-29T19:38:42.323+02:00Jeszcze dychamSytuacja jest taka. Nie mam komputera. Powtórzyła się historia z moimi kapciami. Angol tak schował mój netbook, że nie da się go znaleźć. W naszej ogromnej, przestronnej willi tak łatwo coś zgubić...<br />
<br />
Z tego wszystkiego zrodziło się blogowe milczenie. No, jeszcze praca, praca, praca, kino, praca... Czasem trudno znaleź chwilę na cokolwiek.<br />
<br />
Obiecuję, że gdy znajdę moje narzędzie pracy od razu się zamelduję. Słowo harcerza.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-38707590622396750282015-04-13T21:06:00.000+02:002015-04-13T21:06:39.814+02:00PrzerywnikZanim uraczę Was kolejną opowieścią z moich małych podróży, muszę zrobić mały przerywnik. Z okazji nadejścia wiosny (jupi!) zdecydowałam się na powrót do jazdy na rowerze. Wypucowałam wczoraj moje dwa kółka, Angol napompował opony i wszystko było gotowe na dzisiejszy poranek. Udało mi się nawet szybciej zorganizować z porannymi rytualnymi czynnościami, by być na czas w pracy. I co? I wychodzę sobie dziś rano by wsiąść na rower a tu widzę spektakularną flakę w przedniej oponie.<br />
Masz ci los.<br />
Ale nie to jest najlepsze. Bo gdy zaczęłam przyglądać się oponie by sprawdzić rozmiar, zauważyłam napis: "Made in Poland".<br />
<br />
Brawa za spostrzegawczość! Po ponad 2 latach używania zorientowałam się, że jeżdzę na polskim rowerze! Ha! Pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdby nie to, że kupiłam go na walijskim car boot od jakiegoś tubylca.<br />
<br />
Niezbadane są ścieżki polskich rowerów.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-74488898373452106192015-04-10T22:10:00.002+02:002015-07-17T10:07:54.233+02:00Ajri ajri in e diferent stajli - czyli spontan po irlandzku<i> - Before you leave have a pint of Guinness.</i><br />
<i> - We already had one.</i><br />
<i> - Have another one.</i><br />
<br />
Od czego zacząć? Może od tego, że marzenia się spełniają. Czasem w najbardziej niespodziewanym momencie, w wyniku spontanicznej decyzji, która przez chwilę wydaje się być głupia. Nie wiem, czy jest w życiu coś równie ważniejszego od spełniania marzeń.<br />
Zaczęło się od tego, że gdy mocowałam się z zakładaniem światełek na drzewka w pewnym kościele na wschodnim wybrzeżu Anglii dostałam sms od Angola. "Lecimy do Dublina?" A tydzień później siedzieliśmy w samolocie podekscytowani naszą pierwszą wyprawą do Irlandii. Do tej legendarnej, zielonej Irlandii.<br />
Pierwsze wrażenia były... dziwne. Krajobraz jakby trochę bardziej swojski, bardziej polski (to pewnie przez budownictwo na wsi, trochę inne niż angielskie), ograniczenia prędkości w kilometrach, ale jeździ się po lewej stronie - coś jest nie tak. Dodać do tego śmieszny acz uroczy irlandzki akcent i mamy wybuchową mieszankę. Potrzebowałam trochę czasu, by znaleźć tą irlandzkość, którą kiedyś tam skrupulatnie sobie wyimaginowałam ćwicząc hop backi i słuchając Flogging Molly, Beltaine czy Carrantuohill.<br />
<a name='more'></a><br />
Nasz plan spontanicznego wyjazdu obejmował 3 dni. W założeniu Angol miał przymierzać się do roli wikinga, ale w wyniku pewnych nieścisłości i przewrotności losu podążaliśmy śladami Wikingów w poszukiwaniu ich spuścizny. A o tę w Irlandii można się niemal potknąć na każdym skrawku ziemi.<br />
Na pierwszy ogień poszedł zamek w Trim (<a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Trim_Castle" target="_blank">Trim Castle</a>). Dumnie spacerowaliśmy po dziedzińcu i wokół murów, mając przed oczyma sceny z Bravehearta, które między innymi na tymże zamku były kręcone. Ciekawostką może być, że wykorzystano ten zamek zarówno by ukazać York, jak i Tower of London. Zatem tak jakby mogliśmy być w trzech miejscach naraz. Tak jakby.<br />
Resztę dnia spędziliśmy w Dublinie. Szczęśliwie trafiliśmy na pierwszy dzień miesiąca, kiedy to większość zamków i muzeów oferowała darmowe wejście. Ale zanim zaczęliśmy zwiedzanie musieliśmy powstrzymać nasze powieki przed opadaniem z trzaskiem (efekt wstawania o 2 w nocy aby zdążyć na samolot o 6:30...), a co mogłoby być lepsze od kawy po irlandzku? Angol krzywił się niemiłosiernie, bo nie dość, że kawa to jeszcze smakująca ciepłą, tanią whiskey, lecz dziwnym trafem pod koniec szklanki zaczęło nam obojgu bardzo smakować... Pokrzepieni napitkiem ruszyliśmy w drogę. Obejrzeliśmy z bezpiecznej odległości (czyt. z zewntąrz) sztandarowe kościoły - Katedrę Kościoła Chrystusowego oraz Katedrę Św. Patryka. Obie budowle zachwycające, nie da się tego ukryć oraz nie da się zmieścić w kadrze przeciętnego aparatu. Trzeba pojechać i obejrzeć na własne oczy. Odwiedziliśmy także zamek w Dublinie (<a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Dublin_Castle" target="_blank">Dublin Castle</a>), skrzętnie schowany tuż przy jedej z głównych ulic. Warto było wejść, zwłaszcza, że trafiliśmy na wystawę fotografii z wiktoriańskiej epoki. Już wtedy interesowano się techniką 3D i mogliśmy się na własne oczy przekonać jak robiono tego typu zdjęcia. <br />
Po zwiedzaniu Zamku Dubińskiego przyszła pora na wejście do raju, czyli na wystawę w <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Trinity_College,_Dublin" target="_blank">Trinity College</a>, gdzie można zobaczyć Księgę z Kells (<a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Book_of_Kells" target="_blank">Book of Kells</a>). Dla mnie jako wykształconego edytora było prawdziwą gratką móc podziwiać manuskrypt z XVIII wieku. Czytałam o tej księdze, widziałam o niej bajkę (sic! wszystkim polecam), a teraz mogłam ujrzeć na własne oczy misternie zdobione inicjały, strony tytułowe i ręcznie przepisywane fragmenty biblii. To było niesamowite. Nie chciałam stamtąd wychodzić, bo prawdę mówiąc mogłabym tak stać i gapić się na to arcydzieło godzinami. Niestety, trafiliśmy na ostatnie 45 minut otwarcia, więc kazali nam wyjść. Przeszliśmy jeszcze przez zapierającą dech w piersiach bibliotekę, w której ilość i wiek woluminów przyprawiłaby każdego książkofila o szybsze bicie serca. Raj! Raj na ziemi.<br />
Po tak licznych duchowych doznaniach musieliśmy dać upust naszej ekscytacji, a najlepszą na to metodą było pójście do pubu i wychylenie pinty Guinnessa. A później ruszenie do następnego pubu i dokładne powtórzenie czynności. Udało się nam nawet wbić do sławetnego The Temple Bar, gdzie posłuchaliśmy muzyki na żywo, tłocząc się z obcymi ludźmi przy małym stoliku. Z Angolem doszliśmy do wniosku, że by śpiewać po irlandzku tak naprawdę nie trzeba znać angielskiego. Wystarczy banjo, mandolina i irlandzki akcent, bo angielskiego słowa tam nie usłyszysz. W pewnym momencie nawet mieliśmy podejrzenia, że wokalista nie znał wcale tekstu, tylko udawał. Za to udawał tak przekonywująco, a jego kompan tak się wczuwał grając na banjo, że trudno było nie przytupnąć i nie pobujać się do skocznej, a czasem odrobinę melancholijnej nuty. <br />
Chwiejnym krokiem wróciłam z Angolem do naszego hoteliku i stoczyłam się do łóżka jak kłoda. Nie zrozumcie mnie źle - podłoga była tak krzywa, że gdy przechodziło się z jednego końca miniaturowego pokoju na drugi, schodziło się z górki.<br />
Następny dzień rozpoczął się z samego rana. Wyruszyliśmy w drogę. Pożegnaliśmy Dublin machając wszystkim bramom Guinnessa, które mijaliśmy, a samo zwiedzanie browaru przełożyliśmy na następną wizytę w Irlandii. Naszym celem było Rock of Cashel, lecz po drodze zboczyliśmy do Kościoła Świętego Krzyża (<a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Holy_Cross_Abbey" target="_blank">Holy Cross Abbey</a>) położonego przy rzece Suir (przysięgam, to nie jest literówka). W końcu zbliżała się Wielkanoc, to wypadało zajrzeć do świątyni. Znaleźliśmy kilka polskich akcentów i zrobiło się nam bardzo miło.<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-R_rG6exG_6JH42cmXk_Vr9kfYHVh7TdiQyIXC2Y-Pe7zAjkj8eJ27QMtXQGosLAzUft65VplEaF-ArrYfRDIOVznaNjzttzj9XQQ7PxcX6jr-eEFkZQECSVTsRuJQymWJgNw1UDVr2V4/s1600/SAM_4503.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh-R_rG6exG_6JH42cmXk_Vr9kfYHVh7TdiQyIXC2Y-Pe7zAjkj8eJ27QMtXQGosLAzUft65VplEaF-ArrYfRDIOVznaNjzttzj9XQQ7PxcX6jr-eEFkZQECSVTsRuJQymWJgNw1UDVr2V4/s1600/SAM_4503.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Holy Cross Abbey</td></tr>
</tbody></table>
Jednakże głównym celem dnia było <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Rock_of_Cashel" target="_blank">Rock of Cashel</a>. Wyłaniające się nagle z nikąd skały z potężnymi murami opactwa robią wielkie wrażenie. Wedle legendy sam diabeł upuścił kamień, na którym wybudowano kościół. W tym miejscu również św. Patryk miał wyjaśnić wiernym istotę Trójcy Świętej na przykładzie koniczyny. Co bardziej interesujące, a czego nie da się wyczytać na wikipedii, dowiedzieliśmy się o prawdziwym pochodzeniu Guinnessa. Otóż wedle słów pani przewodnik, niejaki Arthur Price, arcybiskup Cashel, zaczął jako pierwszy produkować ten typowo irlandzki trunek właśnie w Cashel. Po śmierci arcybiskupa jego chrześniak, Arthur Guinness, za zapisane w testamencie pieniądze przeniósł się do Dublina i otworzył słynny browar. Z takim bagażem legendarnym, historycznym i symbolicznym Rock of Cashel jest naprawdę miejscem godnym polecenia, o ile w ogóle Was coś takiego kręci. Nas kręci bardzo. I tam również, na wgórzu pomiędzy starymi pomnikami grobów, ruinami klasztoru i wgórzami w tle poczułam irlandzkość.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Następnym przystankiem w podróży był Limerick. Udaliśmy sie tam z powodu noclegu, nie podejrzewając, że znajedziemy się w tak historycznym mieście. Gdy tylko uwolniliśmy się od zbędnych bagaży wyruszyliśmy na przechadzkę po mieście. Odwiedziliśmy Katedrę Najświętszej Maryi Panny (<a href="http://en.wikipedia.org/wiki/St_Mary%27s_Cathedral,_Limerick" target="_blank">St Mary's Cathedral</a>), która jest tak stara, ale to tak stara, że z trudem mogliśmy przełknąć ten fakt. Obeszliśmy też <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/King_John%27s_Castle_%28Limerick%29" target="_blank">King John's Castle</a>, twierdzę, która została zbudowana na osadzie założonej przez Wikingów. Napotkaliśmy też całkiem przypadkiem polski sklep i zakupiliśmy gorący kubek żurek, żeby być przygotowanym na Wielkanoc :P W pewnym momencie, gdy czytaliśmy informacje na temat zamku, chrupiąc wafelek Elitese (w kształcie trójkąta) usłyszałam bicie dzwonów. Po chwili uśmiech pojawił mi się na twarzy, gdy rozpoznałam dobrze znaną mi pieśń maryjną "Z dalekiej Fatimy donośnie brzmi dzwon..." Automatycznie moje myśli pofrunęły do Polski i przez tę krótką chwilę zatęskniłam. Tak naprawdę.<br />
Ale tęsknotę szybko zastąpiło poszukiwanie odpowiedniego pubu, w którym byłoby gdzie usiąść i który by mi się podobał. Po błądzeniu wśród uliczek i wielu głębokich westchnięciach oraz zrezygnowanych spojrzeniach Angola wybrałam Charlie Chaplin's Pub. Zamówiliśmy Guinnessa (dla porównania, hihi) i białe piwo Hoegaarden (mniam!) u bardzo ładnej barmanki, która jak się później okazało pochodziła z Wrocławia. Później jeszcze zjedliśmy w lokalnym kebabie i pędem (gwałtu rety siku) wróciliśmy do naszego hotelu.<br />
Nie będę udawać, że znam się na hotelach. Wiem tylko, że w prestiżowych placówkach składają początek papieru toaletowego w trójkącik. Poza tym jednak nie umiem określić, na ile gwiazdek zasługuje hotel. Nasz nocleg w Limericku był zatem jak na moje standardy wypasiony. Do tego śniadanie w ogrodzie zimowym... Bosko! Po sycącym posiłku w wyśmienitych humorach ruszyliśmy ponownie w drogę żegnając Limerick i udając się w stronę Cork. Cel - klify.<br />
<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhG8MQJWhG8hrh4krB7IYhDJd80wLyq5QikqZwZ2iVx9zZX1o-bfi257xSVWhMxFzBnkFUqlxoXiTKhuLq7w-obk8_ynpSBqzjFeg8X-crBBfwqCxtHg2F_VcTeAfqPwgS7jQdrbtswyCBl/s1600/SAM_4637.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="57" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhG8MQJWhG8hrh4krB7IYhDJd80wLyq5QikqZwZ2iVx9zZX1o-bfi257xSVWhMxFzBnkFUqlxoXiTKhuLq7w-obk8_ynpSBqzjFeg8X-crBBfwqCxtHg2F_VcTeAfqPwgS7jQdrbtswyCBl/s1600/SAM_4637.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Ballycotton</td></tr>
</tbody></table>
Dotarliśmy do małej miejscowości o wdzięcznej nazwie Ballycoton. Spotkaliśmy przemiłą babcię, która nas zagadała i okazało się, że 3 lata temu była na polskim weselu w Zamościu. Po małej pogawędce ruszyliśmy na klif. Jeszcze nie zdążyłam zejść po schodkach na plażę, a już znokautowałam swoje kolano. Dar wrodzony. Angol wspinał się i smykał po kamienistej plaży - mieliśmy szczęście, bo akurat był odpływ. Rozważaliśmy nawet przejście na wyspę, gdzie znajdowała się latarnia morska, ale to był mało rozsądny pomysł, więc został odrzucony. Zadowoliliśmy się spacerowaniem po "kamulcach" i zbieraniem muszelek. Aż wreszcie dotarliśmy do łagodnego zejścia z poręczą i schodkami, gdzie można było podziwiać widoki bez wystawiania się na niebezpieczeństwo zwichnięcia kostki. Cóż, nasza trasa była zabawniejsza. Koniec końców dotarliśmy do punktu widokowego, który sprawił, że nawet moje bolące kolano przestało się liczyć. Wyobraźcie to sobie: stoicie na krawędzi klifu, wokół rośnie soczystozielona trawa i kwitnie na żółto kolcolist, przed Wami po sam horyzont rozciąga się spokojne morze, po lewej stronie na zielonej wyspie stoi latarnia morska, po prawej widzicie klif, a turkusowe fale równomiernie rozbijają się majestatycznie o ciemne skały tworząc pianę. Słońce, od czasu do czasu krzyk mewy, błogość. Tam było tak pięknie... Dawno nie czułam się tak wspaniale, jak wtedy. Do teraz gdy zamknę oczy mam przed oczyma ten widok. Też to widzicie?<br />
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVMfgx36t8AR3FGvvvUOUfKoSvjHXkyiI6ZSQf9SPwqzx8m3-LS196CQZs-5rvGSUQ6kDki4zKc6up-8yvguwIawO_toFoKN05Eouf-b07ESek2wKvtFYthgmznRP6uaYtU6_D8mQl9Itq/s1600/SAM_4664.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVMfgx36t8AR3FGvvvUOUfKoSvjHXkyiI6ZSQf9SPwqzx8m3-LS196CQZs-5rvGSUQ6kDki4zKc6up-8yvguwIawO_toFoKN05Eouf-b07ESek2wKvtFYthgmznRP6uaYtU6_D8mQl9Itq/s1600/SAM_4664.JPG" width="320" /></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Gdy tylko zamykam oczy...</td></tr>
</tbody></table>
Po napawaniu się widokami przeszliśmy się jeszcze kawałek wzdłuż wybrzeża, po czym zawróciliśmy by powoli kierować się w drogę powrotną. Jako że czas mieliśmy zaskakująco dobry, a apetyt na Irlandię rósł w miarę jedzenia, mogliśmy sobie pozwolić na dodatkową przerwę w podróży powrotnej na lotnisko. Trafiliśmy do <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Waterford" target="_blank">Waterford</a>. Co ciekawego jest w Waterford (poza manufakturą kryształów) - historia! To najstarsze miasto w Irlandii, założone przez kogo? Możecie już się domyślić, że przez Wikingów. Weszliśmy na wieżę Ragnalla, zwaną też <a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Reginald%27s_Tower" target="_blank">Reginald's Tower</a> i poniosła nas wyobraźnia, tak troszkę. Obejrzeliśmy kawałek buta Wikinga, szpile do szat, grzebienie, miski, łyżki, a nawet fragment łodzi. Po lekcji historii przeszliśmy się po mieście i ucięliśmy małą pogawędkę z sympatycznymi młodzieńcami, którzy poprosili o zrobienie im zdjęcia. Koledzy byli w świetnych humorach, potrafili po polsku powiedzieć "cześć", przedstawili się nam nawet, a fragment naszej rozmowy stał się mottem tego posta. Ot, esencja irlandzkości.<br />
Pozostała nam droga na lotnisko w Dublinie, które nota bene obchodzi swoje 75 urodziny, niech żyje, niech żyje. <br />
Żal było wyjeżdżać. Szczerze. Było mi smutno i jednocześnie byłam bardzo szczęśliwa, bo w końcu mogłam zobaczyć kraj, o którym tyle się nasłuchałam. Wiem, że jeszcze tam wrócimy. Przecież browar Guinnessa sam się nie wypije. Tfu! - nie zwiedzi...siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-357522745431333852015-03-29T21:51:00.000+02:002015-03-29T21:51:29.772+02:00Syndrom piosenki ze snuTo uczucie, kiedy siurek budzi się rano i nie wiedzieć skąd w siurkowej głowie wybrzmiewa konkretna piosenka. Trzeba ją odnucić całą podczas prysznica i najlepiej odsłuchać przy śniadaniu. W przeciwnym wypadku będzie męczyć. Oczywiście odsłuchanie wiele nie pomaga, bo piosenka tak się zakorzenia w siurkowym mózgu, że będzie wybrzmiewać mniej lub bardziej intensywnie przez cały dzień.<br />
<br />
To uczucie, kiedy siurek wsiada o poranku do służbowego vana z myślą dalekiej drogi, a pierwsza piosenka w radiu to TA piosenka. <br />
<br />
To uczucie, kiedy siurek wraca z trzydniowego służbowego wyjazu, siedzi w vanie i gdy rozmowy się już wyczerpały, szefowa włącza radio. Nie mija nawet kwadrans i leci TA konkretna piosenka. W brzuchu łaskocze, siur już nabiera powietrza, by wyrazić zachwyt i zdziwienie, że to TA piosenka ta sama co wtedy, już zaczyna artykułować dźwięki, lecz gdy szefowa szybkim ruchem wyłącza radio.<br />
<br />
- What were you saying?<br />
- ... Nothing.siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-71297312684184180182015-03-20T22:48:00.001+01:002015-03-20T22:48:14.192+01:00Ciemna strona księżyca<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwxtXkVbBfHjwXazUT-BwqIIcWGOEa9Z4Ss2JgFAyLjYQPZm-sPKrrlV69tr94Xox681k1uYKnMtkP0NuOwJgzcsXs2HZjBmNxYFpgwbSC9o1QMnlgTdZDdd5vocm7Mx0z69K1_pgFF2kS/s1600/SAM_4179.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwxtXkVbBfHjwXazUT-BwqIIcWGOEa9Z4Ss2JgFAyLjYQPZm-sPKrrlV69tr94Xox681k1uYKnMtkP0NuOwJgzcsXs2HZjBmNxYFpgwbSC9o1QMnlgTdZDdd5vocm7Mx0z69K1_pgFF2kS/s1600/SAM_4179.JPG" height="240" width="320" /></a></div>
<br />
I jak się Wam podoba?<br />
<br />
Wiem, wiem, zdjęcie amatorszczyzna, ale czego oczekujecie po kocu termicznym złożonym na dwa razy służącym jako specjalistyczna ochronna soczewka? Ważne, że widać, jak słońce udawało dzisiaj kota z Cheshire.<br />
<br />
Zaćmienie słońca to pierwsze wydarzenie, które dosłownie i w przenośni zaćmiło zawieszenie Clarksona. Wszyscy na nie patrzyli (prawie wszyscy, niektórzy musieli pracować), wszyscy o nim mówili... a Clarkson dalej bezrobotny.<br />
<br />
Od samego rana było bezchmurne niebo, ale kiedy cały spektakl się rozpoczął zrobiło się dziwnie jasno, jakby ktoś zaświecił jarzeniową żarówkę zamiast prawdziwego słońca. Patrzyliśmy razem z Angolem na rogalika z tą zdumiewającą, ale poniekąd niepokojącą świadomością. Nagle zrobiło się chłodno i rogalik się zwężył, aby po chwili znów rosnąć. Takie zjawiska są fascynujące.<br />
<br />
Poza oczywistym rarytasem astronomicznym, zaćmienie słońca było świetną wymówką na wszystkie niepowodzenia tego dnia: zapomniałam wziąć laptopa do pracy, to wszystko przez to zaćmienie / nie mogę znaleźć hortensji, to pewnie przez zaćmienie / klientka odwołała spotkanie z powodu nagłego przypadku w pracy - pewnie przez zaćmienie / uderzyłam się w nogę i wbiłam sobie drut w palec, bo rozstroiło mnie zaćmienie.... Przykłady można mnożyć, zaćmienie wymówką idealną.<br />
<br />
No. Użyłam słowa zaćmienie tyle razy, że wujek Google powinien wyświetlać mój post na pierwszej stronie w wyszukiwarce. [podstępny rechot] Już ja wiem jak to wszystko działa [złowieszczy śmiech]<br />
<br />
#socialmediaqueen <br />
<br />
Oby do następnego zaćmienia!siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1109651143586421484.post-31023943605475935552015-03-18T22:52:00.000+01:002015-07-18T00:10:10.011+02:00W pogoni za zorząWczoraj był czerwony alarm.<br />
<br />
Czerwony alarm oznacza, że nie przestanę się miotać i namawiać Angola, dopóki nie wyjdziemy w środku nocy szukać ciemnego miejsca z widokiem na północ. Czerwony alarm to bardzo duże prawdopodobieństwo zorzy polarnej w całej Wielkiej Brytanii, trzeba tylko przebić się przez łuny miast, mgłę i chmury. Pojechaliśmy więc w jedno z wyżej położonych i najciemniejszych miejsc w hrabstwie, poszukaliśmy wolnego miejsca (ci ludzie nie mają co robić w nocy?! ... ekhm) <br />
Cóż. Gwiazdy nad nami były piękne, nawet kilka razy coś spadało, ale zorzy ani widu, ani słychu. Czy było warto stać na mrozie wypatrując na niebie chociażby najmniejszej smugi? Ba, też pytanie.<br />
<br />
Ale ja tak szybko się nie poddaję...<br />
<br />
Piosenka na dziś: <a href="https://www.youtube.com/watch?v=WEJah99qbL4" target="_blank">Miłość czasem zwala z nóg...</a>siurhttp://www.blogger.com/profile/01912525350286945276noreply@blogger.com6