Chciałam wystosować jakąś piękną notę specjalnie na tę okazję, ale nie wiem, co właściwie napisać. Mój ból związany z opuszczaniem rodzinnych stron jest zbyt świeży(przed oczami wciąż mam nos Jokera przyklejony do szyby i te jego smutne ślepia, gdy wchodziłam do samochodu), jednocześnie niezwykle silny urok i urzekająca aura naszego angielskiego zacisza dyktuje mi, że mam z czego się cieszyć i powinnam z tego korzystać. Dodać należy wczorajsze fenomenalne gwieździste niebo i deszcz perseidów - piękne powitanie. Bajka! Choć słodko-gorzka.
Rozdarta jestem jak sosna. Rozkraczona między krajami, między dwoma światami. Jednocześnie smutna i szczęśliwa. Przedziwne uczucie. Opuszczając dom, czułam, że wracam.. do domu.
I jak tu napisać coś mądrego?
Ale w międzyczasie były grille, był Przystanek Woodstock, Kraków, Katowice oraz kilka sielskich dni w metropolii. Familia, Kołki oraz całe multum woodstockowych wariatów.
Chciałabym o wszystkim napisać, ale nie mam siły. Nawet się jeszcze do końca nie rozpakowałam. Wywaliłam wszystkie rupiecie na podłogę i leżą. Czekają, aż znajdę natchnienie. Może jutro.
Tyle dobrych wspomnień! Następny Woodstock już za rok :)
Nie mogę się doczekać - i tym razem zabiorę kompletny strój kąpielowy :P
A jak tam budyń? :)
OdpowiedzUsuńBył w kolorowe kropki :P
Usuń