Więc najpierw historyjka z gluganem, a potem wrócę do siurowości.
Glugan to takie sprytne urządzenie, które naprawia wszystko i jak już nie mamy w pracy żadnego pomysłu, co jak do czego przymocować, wtedy palec wskazujący sam podnosi się ku górze, brwi się unoszą, a z rozwartych w uśmiechu ust pada magiczne "Lec glugan yt". Niestety, aby bezpiecznie operować gluganem, należy posiadać odrobinę pomyślunku, którego mi w czwartek zabrakło. By zachować resztki godności uciekłam do służbowej kuchni by odkleić wraz z kawałkiem skóry rozgrzany do piekielnych temperatur klej ze środkowego palca prawej ręki. Tradycyjnie, właśnie po tym wydarzeniu okazało się, że bez palca środkowego prawej ręki nie jestem w stanie nic zrobić, bo a jakże.
Wracam do siurowości. Otóż sobota, perspektywy wolnego weekendu, posprzątane, więc myślę sobie - odpicuję się. Pomalowałam szpony jak na rasową bestię przystało, ale że poczułam niedosyt, posunęłam się dwa kroki dalej, malując oczy aż wreszcie w grę weszła czerwona szminka. I idę do Angola taka piękna, taka ponętna, jeszcze w sukience, by tego było mało, pytam zalotnie, czy chce herbatę, ten nie potrafi odmówić, stawiam wodę, zalewam kubki, a potem z impetem wylewam sobie wrzątek na nadgarstek lewej ręki.
100% siura.
I teraz bolą mnie obie rączki. Smuteczek.
Przypomniała mi się jeszcze sytuacja z kina, więc ją przytoczę. Wyskoczył nam jakiś błąd przy kupowaniu biletów i musieliśmy wyjaśnić sprawę przy kasie. Angol do mnie:
- Ale ty mówisz. Podejdziesz do pani, powiesz o co chodzi, uśmiechniesz się i pani ci da.
- A jak będzie pan?
- To pan Ci da.
- Da mi?
- Pyszczku, czy wyobrażasz sobie, żeby jakiś pan ci nie dał?
No w sumie to nie. Gdyby zobaczył taką kalekę to dałby z litości i jeszcze po główce pogłaskał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz