niedziela, 21 grudnia 2014

Przedświąteczna zła passa

Zaczęło się od tego, że w piątek rano biorąc prysznic strąciłam półeczkę. Oczywiście najcięższa butelka z szamponem uderzyła mnie w malutki palec u lewej stopy. Dawno nie czułam tak wyraźnie, że ten palec istnieje. Później zamiatałam podłogę w pracy i ugryzła mnie miotła. Konkretniej złamała się wpół, po czym uwięziła mój kciuk między jedną a drugą częścią. Krew, przekleństwa, zanik bólu palca u lewej stopy, pulsujący i przenikliwy ból lewego kciuka. I weź tu się skup. Na domiar złego zapomniałam ważnej o rzeczy służbowej (ups), a na deser - rozbiłam czajnik do gotowania wody.
[kłania się]

Dość marudzenia. W końcu idą święta! Nasza poobgryzana przez króliki choinka ciągle czeka na ubranie, ale słyszałam plotki, że nastąpi to już jutro. Za to światełka pięknie mrugają, a w samochodzie lecą świąteczne piosenki. Pierogi i uszka czekają w zamrażalniku, podobnie jak kapusta z grochem i grzybami, część ciastek gotowa w puszcze, a druga część miała się piec dzisiaj, no ale... trudno, nie wyszło. Chociaż może jeszcze najdzie mnie ochota. W ramach ulepszania dekoracji mieszkania powbijałam goździki w mandarynkę (nie miałam pomarańczy), a Angol ustawił symetrycznie dwie puszki z Woodstockowego piwa. Gdyby tak jeszcze spadł śnieg...
Albo jeszcze nie! Może spaść jak już dojedziemy do celu w środę, bo w tym roku będzie częściowe family reunion.


Zmieniłam zdanie. Idę piec ciastka! Niech wszędzie pachnie cynamonem! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz