środa, 21 października 2015

Owczarek niemiecki

Zainspirowała mnie śmierć.
Od dwóch lat jeżdzę taką samą drogą do pracy. Jeśli warunki mi na to pozwalają wsiadam na rower. Mam już swój rytuał: spoglądam na dom z workami na śmieci w oknach, czasem mijam dostawcę lokalnej gazety, zaglądam do ogródka przy drodze sprawdzić jak się mają truskawki w skrzynce z napisem volvo, obszczekuje mnie owczarek niemiecki... No właśnie. Za każdym razem wypatrywałam tego psa. Wylegiwał się w ogródku a na mój widok zawsze podnosił się i obszczekiwał tak długo, aż zniknęłam z pola widzenia (ewentualnie aż mu się znudziło). Bywały dni, że go nie widywałam i ogarniał mnie lekki niepokój, ale pojawiał się na następnego dnia i wiedziałam, że wszystko jest na swoim miejscu.
Dzisiaj jechałam do domu i zamiast starego druha zobaczyłam małego szczeniaczka.

Jeden z elementów mojego rytuału został zaburzony. Poczułam, że to znak.

Za niecałe dwa tygodnie przeprowadzam się do innego mieszkania, w innym mieście. Już nie będę dojeżdżać do pracy na rowerze, zniknie więc obecny rytuał. Biorąc pod uwagę, że wszystkie moje przeprowadzki miały charakter chaotyczny (i było ich aż, bagatela! dwie) i nigdy tak do końca ich nie rozplanowałam, teraz trzęsę portkami. To konkretna sprawa i nie mam pojęcia, od czego zacząć. Na samą myśl, że nasza chatka nie będzie już nasza robi mi się bardzo smutno... więc staram się nie myśleć. Nie ma co ukrywać, że przywiązałam się do tego miejsca, w końcu trzy lata to szmat czasu.
Lecz dzisiejsza rozmowa o owczarku niemieckim coś zmieniła. Pomyślałam sobie, że na wszystko jest w życiu odpowiedni czas.
Teraz nastaje czas na opuszczenie chatki i rozpoczęcie nowego życia w nowym mieszkaniu.

A pies? Pewnie jest teraz szczęśliwy gdzieś daleko, w świecie bez irytujących rowerzystów.

3 komentarze: