piątek, 6 września 2013

Subiektywne British Top 7

Czerwony dywan rozwinięty? Bo oto powracam do blogowania z wypasioną i przemyślaną (!!!) notką. Często się to nie zdarza, patrząc na archiwum w sumie mało co się działo w ogóle, ale tym razem autentycznie przygotowałam się do pisania. Mam przecież za sobą szmat czasu spędzonego na wygnaniu - tfu! na emigracji, co niejako zmusza mnie do podsumowań, rozważań czy wniosków albo chociaż luźnych uwag w kwestii uchodźstwa - tfu! życia na obczyźnie.

Przedstawiam Wam zatem, szanowni Znajomi i Czytelnicy, hiper subiektywny ranking TOP 7 najbardziej typowych rzeczy dla Brytyjczyków, wygenerowany podczas ponad rocznego pobytu w ich pięknym kraju.

1. Please, sorry & thank you
Trzy magiczne zwroty, których używa się tu częściej niż powitania (chociaż to też osobna historia) i które powinni umieć wszyscy obcokrajowcy, aby dogadać się z Brytyjczykiem. Przeprasza się za wszystko, nawet jeśli nie zawiniłeś. Podobnież - dziękuje się za wszystko. A jak się ładnie poprosi to naprawdę można dużo zdziałać. Rozwinięcie myśli patrz punkt 5.

2. Budki telefoniczne
Wiadomo, jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli Zjednoczonego Królestwa obok Big Bena i Union Jacka. Każdy wie, że czerwone budki telefoniczne stoją w Londynie i można sobie z nimi zrobić zdjęcie. Ok. Ale identyczne budki telefoniczne są wszędzie. Naprawdę wszędzie. Nawet na największym odludziu, gdzie zamiast rozbrzmiewającego telefonu słychać tylko beczenie owiec. Zastanawiałam się, po co w dzisiejszych czasach budki telefoniczne, skoro wszyscy mają telefony komórkowe? No cóż. Widać to element tradycji, a tradycja to rzecz święta. Do tego mi się ona podoba.

3. Gwizdanie/nucenie/śpiewanie
Zazwyczaj podczas pracy. I nie ważne, czy przy współpracownikach, nie ważne, czy usłyszą klienci, nie ważne, że obok ktoś aż trzęsie się ze śmiechu. Brytyjczycy gwiżdżą wybitnie głośno i melodyjnie. Ze śpiewem natomiast jest różnie, ale przynajmniej można się pośmiać - lub dołączyć. Taki to rozweselony naród, że sobie podśpiewują.

4. Skarpetki
Mój fetysz. Tutaj w sklepach mają setki, tysiące, miliony! W najdziksze wzory. Co ważne, wcale nie muszą być drogie. Założę się, że można dostać skarpetki ze wzorem skarpetki. Dla mnie to istny raj skarpetkowy! Gdybym mogła, przeznaczyłabym skarpetkom osobną szafkę. Jak do tej sprawy podchodzą tubylcy? Na pewno z mniejszym entuzjazmem. Charakter mojej pracy pozwalał mi na weryfikację odzieży stóp i powiem Wam, nic specjalnego. Obecność dziur na palcach/piętach wręcz zaskakująco częsta. W związku z tym nie powinnam się przyczepiać do noszenia dwóch różnych skarpetek, totalnie nie do pary. Mało tego, samej zdarzyły mi się podobne incydenty, bo przecież rano na autopilocie nie sposób oróżnić kolorów.
 
5. Uśmiech
W połączeniu z punktem 1. czyni cuda. Wiem, bo doświadczam ich namacalnie, w codziennym życiu. Na początku trudno było mi się przyzwyczaić do faktu, że obcy ludzie mijając mnie na ulicy, w sklepie czy w pracy, po prostu się do mnie uśmiechają. Nie śmieją się ze mnie, w 99% przypadków nie miałam brudnego kącika od czekolady czy dziwnej fryzury. Brytyjczycy się uśmiechają ot tak. Bo to miło i grzecznie. Proste.

6.Kolejki
Cytując klasyka "I'm British, I know how to queue". Otóż to, oni wiedzą. Stoją grzecznie i czekają na swoją kolej, choćby ogonek nie miał końca. Kolejki można spotkać w miejscach oczywistych - sklep, poczta, publiczna toaleta, bank etc. - oraz w miejscach absurdalnych typu przystanek autobusowy czy, mój faworyt, koncert metalowy. Stoją sobie takie rozchochrane, poubierane na czarno, w ciężkich buciorach i skórach jedno za drugim, w kolejce, przesuwając się tiptopami i czekając grzecznie, aż dotrą do wejścia. Jest grzecznie, jest spokój. Sama widziałam, sama w kolejce stałam, ale czułam się dziwacznie. Ledwo się hamowałam, by nie pobiec na łeb na szyję do wejścia rozpychając się łokciami.

7. Kartki
Z okacji urodzin, z okazji rocznicy, z okazji narodzin dziecka, z okazji przeprowadzki, z okazji ślubu, z okazji ukończenia szkoły; podziękowania, przeprosiny, kondolencje, zaproszenia; kartki śmieszne, słodkie, piękne, eleganckie, widokowe, a także te zupełnie bez sensu. Absolutnie to uwielbiam. Ale kartek na imieniny nie ma. Brytyjczycy uwielbiają dostawać kartki. Urodziny bez kartki urodzinowej to gorzej niż urodziny bez tortu. Święta Bożego Narodzenia to całe tony kartek poustawiane na kominku czy na szafkach. Normalnie szał, w którym z radością się odnajduję.

Chciałam dodać do listy jeszcze mycie naczyń, ale po konsultacjach okazało się, że to nie tylko przywara Brytyjczyków, zatem to zostawię. O przepisach Health & Safety też mogłabym poironizować, ale się powstrzymam. Wszak to dla mojego bezpieczeństwa.

Oczywiście moje wynurzenia mają charakter osobisty. Nie ma w nich ani krzty statystyk, dogłębnych badań, czy studiowania materiałów źródłowych. Wszystko jest dobrem intelektualnym, zdobytym podczas wielu godzin odkurzania, mycia garów, wpatrywania się przez okno tudzież zwiedzania, jak i również rozmów z Brytyjczykami.

Minął rok. Tyle się wydarzyło. Moje życie wyobracało się na wszystkie strony jak ja na tej pamiętnej karuzeli w Ludlow. Z tym, że teraz nie czuję mdłości, moje nogi się nie trzęsą. Jest mi dobrze.
I niech tak będzie.
Wierni: Amen.

3 komentarze:

  1. Ooo tak, uwielbiam an(g)ielską uprzejmość! Dodałabym do swojej subiektywnej listy ceglane domy, salony z wielkimi oknami, ścieżki wiodące przez pola... i wszechobecność babeczek:D

    mmm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Salony z wielkimi oknami? Nie zwróciłam uwagi, może dlatego, że w moim salonie nie ma żadnego okna :D

      Usuń
  2. Chodziło mi o takie typowo angielskie domy, Wasz jest angolowy :P
    Przypomniało mi się jeszcze - ławeczki!

    mmm

    OdpowiedzUsuń