niedziela, 6 kwietnia 2014

Chandra i wanilia

Czasem nic nie jest w stanie zetrzeć uśmiechu z mojej twarzy.
Czasem nic nie jest w stanie w ogóle go sprowokować. Wszystko jest złe i irytujące. Jak można popełnić tyle wpadek w przeciągu kilku godzin? I dlaczego jak coś się dzieje niedobrego to wszystko naraz? Jak na litość boską można niechcący podłożyć nogę biegnącemu dziecku? Niestety można bardzo łatwo.
Kumuluje się i kumuluje, a potem krzyczę sama na siebie i sama siebie nie lubię. Wrrr!

Chwilowe, przejdzie.

Nie wiem, jak to się stało, ale mamy już kwiecień. Ktoś musiał załączyć przyspieszenie do przodu, inaczej nie umiem wyjaśnić dlaczego ten czas tak szybko minął. Owszem, było trochę bieganiny w pracy. Nawet gdzieś tam w środku tygodnia odwiedziłam raj dla amatorów staroci. Było mi również dane zasuwać w deszczu po ciasnych i pagórkowatych uliczkach miasta Darwina pchając przed sobą pusty wózek jednego z supermarketów, ale to inna, długa historia...

Jakiś czas temu odkryłam jak dobrze smakują mini oreo w śniadaniowym zestawie mleko+muesli, chociaż wiadomo, że nic, ale to nic nie przebije jogurtu waniliowego - jedynego produktu sojowego, którym się zachwycam. Jest przepyszny! Polecam każdemu, nie tylko wegetarianom, weganom i nieszczęśnikom z nietolerancją laktozy (łączmy się w bólu).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz