Bywają takie dni, że wstaje się rano zanim budzik zdąży zrujnować sen i jest się wyspanym. Że wchodzi się do sklepu i pierwszą rzeczą, która wpada w oko, jest idealna para butów. Są dni, że nagle wyłaniają się perfekcyjne rozwiązania na wszystkie nagromadzone problemy, od niechcenia traci się kilka kilogramów, włosy są bujne, cera alabastrowa, a wszyscy spotykani ludzie są uprzejmi i uśmiechnięci.
Tak. Mój dzisiejszy dzień nie był ani trochę podobny. Budzik zadzwonił za wcześnie, zamoczyłam kanapkę wodą, a później przypaliłam ją w piekarniku, a do tego zupa skisła. O mój ty smutku!
Do tego śniło mi się, że zamordowałam podejrzanego typa dwoma paluszkami baterii AA. Jak na złość w pracy trzy razy przekładałam baterie z jednych światełek, do innych. Wróciłam do domu, a tam nawet w telewizji nawijali o bateriach. Bardziej monotematycznie być nie może. Na całe szczęście na obiad nie podano baterii, bo wtedy mogłabym mieć pewne podejrzenia, że wciąż śnię.
I ledwo skończyłam wymawiać, że "u nas ładna pogoda, nie pada" - zaczęło lać. Nawet zagrzmiało. Thor się pogniewał czy jak?
Na szczęście ani baterie, ani przemoczona kanapka, ani kwaśna zupa, ani nawet deszcz nie są w stanie zetrzeć uśmiechu z mojej twarzy, gdyż kupiłam sobie śliczniusie szorty w słoneczniki i czekam na lato, o!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz