sobota, 1 marca 2014

O emigracji i kobiecej logice

Zaczęło się od tego, że rozmawiając przez telefon z mamą odczułam uporczywą suchość w gardle. Wcale nie z powodu wczorajszego polewania czystej (- poważnie, piłam czystą), podejrzewam, że to jakiś wirus, bo dręczy mnie już od tygodnia. Nie chciałam przerywać rozmowy, nie chciało mi się także ruszyć czterech liter, bo sofa wciąga, dlatego wpadłam na diaboliczny plan z wykorzystaniem Angolka. Próbowałam mu zainsynuować, że mnie suszy, ale nie załapał sugestii. Stwierdziłam więc, że trzeba zrobić to czytelniej. Nie, nie poprosić o herbatę, to byłoby zbyt prostackie. Wystukałam w grafice google frazę "poproszę herbatę" w nadziei, iż znajdę odpowiedni obrazek. Znalazłam oczywiście ładne rzeczy, w tym dwa obrazki ze słodkimi mopsami, które pokazałam Angolowi chichocząc. Pożądanego przekazu - zero.
Jednak moje oko przyciągnęła znajoma architektura. Zainteresowana kliknęłam w obrazek. Jakaś kawiarenka, typowa kamienna zabudowa, jak tutaj. Coraz bardziej zachęcona podążyłam do źródła. I znalazłam fantastyczny blog.

Jestem z tego faktu dumna, dlatego o tym piszę publicznie. Adres znajdziecie po prawej stronie, sami się wysilcie i zgadnijcie, o który mi chodzi.

Lektura kilku postów jeden po drugim wywołała uśmiech na moim licu i zmusiła mnie do refleksji. Bo jakby na to nie spojrzeć żyję na emigracji od kilkunastu miesięcy, choć Anglię odwiedzam od kilku lat i nie czułam wewnętrznej potrzeby pisania o tym, jak to jest. Nie czułam się emigrantką. Nie mam ochoty powielać schematów i uświadamiać maluczkich, że w Anglii je się frytki z octem winnym, że herbatę piję się z mlekiem, a ruch jest lewostronny. Lecz po takim czasie odcięcia się od Polski i wszystkich znajomych coś się zmieniło. Inaczej postrzegam niektóre tematy. Wiele się nauczyłam i momentami mam dziwne uczucie w środku, że mogłabym się podzielić zdobytą wiedzą. Zazwyczaj tłamsiłam to w zarodku. Być może niepotrzebnie? Wówczas znalazłoby się więcej wpisów o tym, jak to jest być Polakiem w Kraju Magnolii.

Może się znajdzie. W końcu ileż można ogólnikowo pisać o pracy czy kwiatuszkach? (można, dużo)

I jest mi cieplej na duszy, że ktoś mojej ojczyzny patrzy na ten kraj podobnie jak ja. Że nie narzeka na tych zacofanych, leniwych Brytoli, na ten paskudny chleb, nie udaje nikogo lepszego, gdy w istocie ściubie kasę i wysyła ją do Polski, a gdy już wybierze się do kraju - obowiązkowo w najnowszym markowym dresie i świeżutkimi gadżetami - odgrywa rolę bohatera narodowego. Cieszę się, że prawdopodobniej jest więcej takich ludzi, doceniających dar losu i próbujących oswoić Wielką Brytanię, tworząc w niej drugi dom. Czerpiących radość z chwili spędzonej na miękkiej trawie, z wiatrem mierzwiącym czuprynę wpatrujących się z przyjemnością w malownicze widoki.

Tych, dla których to przygoda, na której można wiele skorzystać.



PS. Masz rację, Mordko. Kobiety nie potrafią wyrażać swoich uczuć wprost. Ale spójrz, co dzięki temu można zyskać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz