środa, 5 marca 2014

Jeden z tych dni

Jakiś pechowy dzień. Ktoś rzucił klątwę czy jak?

Najpierw czekałam, długo czekałam i nie mogłam zrobić nic, bo gdybym zaczęła to pewnie musiałabym się szybko zbierać wychodzić. Zatem czekałam.
Gdy wreszcie dotarłam do pracy, zobaczyłam, że mój kubek jest poważnie uszczerbiony. Zmartwiło mnie to troszkę, bo moje kubki mają dla mnie bardzo duże znaczenie emocjonalne. W ramach zemsty zwanej przypadkiem wlałam wrzącą wodę do kubka szefowej. Kubek pękł zalewając cały blat kawą. A na opakowaniu wytłuszczone - nie zalewać wrzątkiem, bo to kawa rozpuszczalna! Masz ci los.
Później wijąc się wśród gałęzi, wózka i kwiecistych żyrandoli w firmowym busie, w poszukiwaniu serwetki (w kolorze ivory), zauważyłam z przerażeniem, że rozdeptałam biedronkę. Szlag! Pierwsza biedronka tej wiosny i od razu martwa! Zupełnie jak z borsukami... tyle że borsuków nie rozdeptuję.
Patrząc na rozgniecione moim trampkiem zwłoki pomyślałam: "to nie będzie dobry dzień".
Na szczęście obyło się bez tłuczenia kosztownych rzeczy. Spadło tylko na mnie lustro, delikatnie wgniatając mi okulary i spędziłam kwadranse przy bezpiecznikach, bo pralka nie podołała...

Pełna nadziei wróciłam do domu z myślą, że wszystko się odmieni, bo jest Pancake Day i można się obżerać bez wyrzutów sumienia. Obżarłam się. Byłam szczęśliwa. A później myjąc naczynia rozbiłam moją ulubioną szklankę. W efekcie ozdobiłam sobie dłoń gustownymi plasterkami (w kolorze ivory) a mój dzielny mężczyzna podjął się wyzwania i dokończył za mnie mycie garów...

Chyba nie będę się już dzisiaj niczego podejmować. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz