wtorek, 6 maja 2014

Nas uczyli w szkole, że całuje się na stole

Ostatnio biadoliłam, że nie wiem, kiedy nastał kwiecień. Maj sobie ze mnie zażartował i zaskoczył mnie jeszcze bardziej.

Trochę już nie pamiętam, jak to się pisze bloga, zwłaszcza gdy zdarzyło się tyle wartych zapisania wydarzeń, że nie mogę się zdecydować,  który napisać.

Najważniejsza sprawa - odwiedziłam Polskę. Dwa razy. W rezultacie trzy weekendy kwietnia spędziliśmy z Angolem w ojczyźnie. Okazja ku temu była huczna i wyjątkowa. Najpierw żeńska część Kołków i Znajomych świętowała wieczór panieński Dziwadła. Analogicznie, dwa tygodnie później, wznosiłam toast za Młodą Parę. Do tej pory gdy o tym myślę nie mogę się przyzwyczaić, że Dziwadło jest teraz żoną Żandarma. Mimo iż jej nowe nazwisko jest mi tak doskonale znane, to jakoś nie pasuje mi w zestawie z jej imieniem. Muszę się przestawić. Sam ślub był krótki, uroczy i śmieszny. Jako świadek pełniłam naczelną rolę w kwestii wzruszenia, a pomagało mi w tym horrendalne przeziębienie, czy też alergia, nie do końca wiadomo. Ważne, że Dziwadło i Żandarm przysięgli sobie co należało, choć czasem wielebny recytował zbyt wiele tekstu do zapamiętania i powtórzenia. A później nastąpiła bardziej pijana część. Wesele, ach cóż to było za wesele! Nikt nic nie wiedział, nawet ci, którzy z założenia powinni wiedzieć najwięcej, ale koniec końców wszyscy bawili się świetnie. Kołki oczywiście zostały do rana, a jak. Pewnie gdyby się dało, zostalibyśmy jeszcze dłużej, lecz wówczas Chmura puściłby całą Warownię z dymem, a ja z Sąsiadką i Mizerią wyjadłybyśmy wszystkie babeczki z owocami i budyniem... Natańczyłam się, wyobracano mną po wsze czasy, a nowe balerinki, których szukałam jak opętana na tydzień przed weselem, sprawiły się na medal. Zero odcisków, tylko zafarbowane rajstopy. Pełen sukces.

Tak oto spędziliśmy z Angolem ponad tydzień w Polsce. Czas po brzegi wypełniony był załatwianiem urzędowych i bankowych obowiązków, nadrabianiem zaległości i odwiedzaniem znajomych, przytulaniem piesiuńcia... Udało się nam wyciągnąć Izajasza na lodowisko (!), odrobinę pojeździłam pociągami, posiedziałam przy Żubrze w prajmie, degustowaliśmy domowe wino u Chmury w ogródku, dostałam sprawozdanie z UŚ od Natki Pietruszki, sączyłam z Królową Pimm'sa... Miło było znów wypić herbatę ze starego kubka, spojrzeć na znajomą brzozę, przypomnieć sobie, jak bardzo klaustrofobicznym miejscem jest toaleta w rodzinnym domu. Z sentymentem patrzyłam na znane mi, ale jakby inne ulice, budynki, miejsca, nawet ludzi. Żal było wyjeżdżać. Bo jak wytłumaczyć Jokerowi, że muszę do znowu zostawić, no jak?

Niestety, przypomniały mi się również aspekty, za którymi wcale nie tęsknię. Załatwiając sprawę w banku jakiś wściekły facet wpadł jak bomba do pokoju w którym prowadziłam rozmowę, od progu niewybrednie skarżąc się na kompetencje konsultantki i domagał się wyjaśnienia swoich interesów. Żałosny brak dobrego wychowania - nie wspominając o przyjemniaczku, który obficie ochlapał mnie wodą z kałuży, jadąc samochodem boczną uliczką. W sumie sama się prosiłam - buty na obcasie, sukienka przed kolano i jasny, jaśniuteńki żakiet. Żal byłoby odpuścić.
(Taka się ze mnie zrobiła pańcia, fiu fiu)

Dziękuję wszystkim, dzięki którym te kilka dni było tak wyjątkowych. Wspaniale było Was znów zobaczyć. Za poszczególnymi osobnikami stęskniłam się szczególnie - nie wiedziałam, że aż tak, dopóki ich nie spotkałam. Na szczęście niedługo widzimy się znów :)
***

Teraz znów wróciłam do szarej rzeczywistości i rutyny. Hahah, żartuję, daliście się nabrać? W pracy rutynowe jest tylko parzenie herbaty i kawy, a moja rzeczywistość mieni się wszystkimi kolorami - teraz najbardziej żółtym i fioletowym, bo wszędzie są pola rzepaku i zakwitły bzy. Pisałam kiedyś, że uwielbiam ten kraj wiosną? Bo uwielbiam i nie mogę się nacieszyć wszechobecną wiosną.

Troszeczkę nas nosi i spontaniczne decyzje kończą się u nas małymi wypadami, ale o tym chyba napiszę następnym razem :) Wówczas możliwe, że następny raz będzie wcześniej aniżeli w czerwcu.

PS. Notkę dedykuję Sąsiadce, która wytrwale sprawdza, czy jest tu coś nowego i która właśnie mi napisała: "Dziś mija miesięcznica Twojego niepisania na blogu ;p"

2 komentarze:

  1. ej, ej, ja też sprawdzam! i moja ciekawość została dziś zaspokojona - w końcu, bo ileż można czekać?... ;)

    OdpowiedzUsuń