środa, 21 maja 2014

Everybody be cool, this is... a hole

Nie mogę się zdecydować, czy mamy dziurę w podłodze czy w suficie.
Angol usiadł raz a porządnie na łóżku i trach. Ciągle kochamy naszą antresolę, pomimo jej wielu wad.

Są takie filmy, które mogę oglądać pińcet razy i nigdy się nie nudzę, choć znam scenę po scenie, cytuję co drugą kwestię i wiem, jaka muzyka poleci w danym momencie. Biada komuś, kto widzi ten film po raz pierwszy i siedzi obok mnie, podejrzewam, że jestem irytująca. Myślę sobie, że chyba każdy ma takie filmy. W czołówce moich faworytów, których nie wolno krytykować i jeśli nie lubisz, to nie jesteś moim Przyjacielem, są ekranizacja "Władcy Pierścieni", "Scott Pilgrim vs. the World" albo moje ukochane, jedyne w swoim rodzaju, wybitne "Pulp Fiction". Każdy z moich znajomych, który nie widział tego klasyka, miał obowiązek obejrzeć go, oczywiście pod moim czujnym spojrzeniem. Taki test.
Ech... Nigdy nie zapomnę dnia, gdy znalazłam w dawnym sklepie Plus zagubione  wśród kreskówek DVD z dziełem Quentina za 9zł. Jeden z najlepszych sklepowych łupów, zaraz obok różowych conversów! O! Przy okazji domagam się zwrotu mojego "Pulp Fiction". Nie pamiętam, komu pożyczyłam, ale zwróć mi to, Człowieku, bo będzie bijatyka. Brutalna.
A rozwlekam się nad tym filmem, gdyż we wtorek miałam okazję odbyć podróż w czasie i pójść do kina na tenże film. Wow! To było coś. Średnia wieku wysoka, sala w kinie pełna i piorunujące spojrzenie Samuela L. Jacksona z wielkiego ekranu. Mrrrrrr! Gęsia skórka.
Mam fajnie :)

I w końcu zrozumiałam żart opowiedziany przez Mię, co tylko potwierdza tezę, iż im więcej razy obejrzy się film, tym więcej można z niego wyciągnąć. (albo inną tezę - że czasem jestem blondynką)
Yaaay! <tańczy do "Jungle Boogie">

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz