By zrozumieć, napiszę o co chodzi. Otóż w miniony weekend miały miejsce dwa wydarzenia. Przede wszystkim był wieczór panieński Mizerii, a by faceci nie pałętali się po okolicach "Bombaju" zrobili swoją alternatywną imprezę w naszej chatce. Płeć piękna bawiła się elegancko, jak można było się spodziewać. Pin-up, czerwona szminka, grochy, sukienki, sam seks. Wszystko okraszone wizerunkami męskiego przyrodzenia i striptizerem na torcie. Więcej szczegółów nie podaję, bo to ściśle tajne. Przecież dobrze wiemy, że szpiedzy są wszędzie, a jak już tu patrzą to niech mi rozwiążą zagadkę moich zaginionych kapci. Były rozdeptane na piętach (chociaż przysięgam, starałam się wsadzać stopę w całości do środka, ale sama mi wyłaziła!), w kolorze brudnego różu, włochate, można powiedzieć, że nieco rozczochrane, sztuk dwie. Zimno mi w stopy, więc wolałabym, żeby się znalazły.
Z rzeczy istotnych - Mizeria zmieni nazwisko... i to już niedługo! Cieszę się, że mogłam uczestniczyć w jej ostatnim wieczorze wolności* oraz że nie będę musiała edytować nazwy kontaktów w telefonie. To znacznie ułatwia sprawę :)
Wróżba z Dziwadłowego panieńskiego była błędna - jednak był następny taki wieczór. I całe szczęście! Dziękuję pin-up'om!
P.S. Gdybym miała codziennie rano dodatkową godzinę, gdybym umiała się uczesać i obchodzić się z lakierem do włosów, prawdopodobnie zostałabym przy pin-up'owej stylizacji. Piękności!
*- nie dotyczy jej dziewczyn. Byłyśmy pierwsze.
moje kapcie też zawsze mają rozdeptane pięty... jakaś magiczna siła nie pozwala włożyć stopy do końca
OdpowiedzUsuńto pisałam ja, anonimowa Lasia
OdpowiedzUsuń