wtorek, 10 czerwca 2014

London, bejbi

There's no place like London, but home.

Mam takiego nibykaca po ostatnim wyjeździe służbowo-turystycznym. Jeszcze do mnie nie dotarło, że byliśmy w Londynie, chociaż wróciliśmy dwa dni temu do naszej sielskiej wioski. 
Na przyszłość będę sprawdzać narzeczone piłkarzy z londyńskich klubów, bo kto wie, może znowu będą to jakieś aktorki... Nigdy nie wiadomo, dla kogo dźwigam ciężary i dla kogo tnę się po rękach drutem.
Ale nie będę pisać o pracy. Napiszę o Londynie! W ciągu dwóch i pół dnia przedreptaliśmy z Angolem dystans, jaki zazwyczaj wyrabiamy w miesiąc. Cóż się dziwić, było mało czasu, a atrakcji do odhaczenia zbyt wiele. Podołaliśmy, mało tego - zahaczyliśmy o polski koncert, którego znaczną część spędziliśmy na zewnątrz, pijąc polski browar za funta i pstrykając głupie foty z Kredem. a propos fotek - trzeba mieć kołkowe szczęście, by robić zdjęcia wszystkiemu, co odstaje normą od standardów i rozładować baterię w aparacie tuż przed dotarciem do Big Bena. Brawo! Chwała niech będzie smartfonom, inaczej wpadłabym w rozpacz i rzuciłabym się z Mostu Westminsterskiego, by otruć się w Tamizie. 
Co mi się podobało w Londynie? Architektura! Muzeum Historii Naturalnej jest przecudne. Miłość od pierwszego wejrzenia. Hyde Park z ptaszyskami wszelkiej maści. I te zachęcające kawiarnie, puby, restauracje, znane, kultowe miejsca...
Co mi się nie podobało w Londynie? Tłum. Takie nagromadzenie ludzi w moim przypadku dopuszczalne jest tylko na woodstocku.

Zrealizowałam jedno z moich marzeń i wiem, że wrócę do Londynu na pewno. Chociażby po to, by poszukać więcej prac Banksy'ego. Trafiłam na jedną zupełnie przypadkiem, na ulicy, przy której zaparkowaliśmy samochód, niedaleko miejsca, w którym pracowałam. To się nazywa szczęście!

Szczęście nazywa się też: suche skarpetki, gdy przemokną buty; nowe kombinerki; naleśniki z nutellą i kremem waniliowym; wygodne łóżko; dom; Pimm's; kochający przyjaciele; leżaki w parku; jechanie autobusem na gapę, bo kierowca mrugnął i wpuścił do środka; Angol obok; uczucie, gdy budzisz się rano i jesteś zadowolony z tu i teraz, a myśl o tym, co ma być za chwilę sprawia, że się uśmiechasz i masz ochotę wstać. To wszystko, miśki, nazywa się szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz