wtorek, 24 czerwca 2014

Spieczone ra(ci)czki

Pochwaliłam filiżankę na forum i ta od razu strzeliła focha. Pojawił się on na dole uszka i po kawie w filiżance. Kubek ze Starbucksa wraca do łask.

Dzieją się rzeczy niesłychane. Nie-sły-cha-ne! W tym wietrznym, pochmurnym, często deszczowym kraju, w którym 21 stopni oznacza upał, doznałam poparzenia słonecznego. Na nogach (!): na stopach i piszczelach (!!!). Najwidoczniej jestem niepełnosprytna, gdyż wyłożyłam się z racicami na kocyku, na plaży i głupia dałam się nabrać na sztuczkę z wiatrem. Wieje to się nie usmażę. "Popatrz, ciągle jestem biała, ale plecy sobie okryję na wszelki wypadek. Nogi nie, na nogach mnie nie chwyci, bo mnie tam nie opala".
No jasne, że mnie tam nie opala. Na nogach mnie od razu przypieka.
Niedzielny wieczór i cały poniedziałek spędzony na kwiczeniu oraz szukaniu pozycji jak stanąć/ jak usiąść/ jak żyć z niedowładem kończyn dolnych. Ale nieważne! Warto było, bo plaża w Barmouth jest jak raj na ziemi. Przede mną było morze, a za mną górskie szczyty. Raj! Walia jest przepięknym miejscem na ziemi pod warunkiem, że nie pada.


Wiadomość z ostatniej chwili - Angol rzuca we mnie muchami. Fuuuuj!

W domu panuje żałoba, bo Włosi odpadli z  mistrzostw. Anglia chyba została najgorszą drużyną przegrywając wszystkie mecze, ale jak usłyszałam dzisiaj w radiu "football is booooooring!". Teraz tenis jest trendy. Wimbledon. Śmietanka, truskawki i Pimm's.

Za miesiąc (z hakiem) ruszamy w drogę! <tańczy>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz