Bywają chwile, kiedy strzałka mojej wściekłości niebezpiecznie przesuwa się na koniec czerwonego pola. Mam ochotę kogoś rozszarpać albo wypatroszyć albo wydłubać oko widelcem - albo wszystko naraz, ale jedyne co mogę wówczas zrobić to... uśmiechnąć się. Do siebie.
To prawdopodobnie najskuteczniejsza metoda w takich sytuacjach.
I myślę, że już niedługo. I że nie warto się denerwować. Przypominam sobie co jest najważniejsze. Zastanawiam się, ile dni do woodstocku, nucę relaksacyjną piosenkę, biorę głęboki oddech...
Jeszcze tylko 1,5 tygodnia.
Będzie ok :)
[ Całkiem przypadkiem przypomniało mi się o bardzo popularnej swego czasu, działającej na mnie kojąco piosence. Mam z nią związane same dobre skojarzenia i pachnie mi latem. ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz