wtorek, 14 stycznia 2014

Porzeczkowiec i co z niego wynikło

Nie wiem, czy to wina fioletowego (aha!) cosmopolitana, czy moje marne umiejętności w robieniu ciast przekładanych masami/kremami, ale zważył mi się ser i z pięknego (w zamyśle), drogiego ciasta zrobiło się.. nie wiadomo co, bo poszło do lodówki, zobaczymy jutro.
Ale pierwszy raz zrobiłam biszkopt i wyszedł, cóż, zajebiście.

Dość o kulinariach. W wyniku "dziwnych zdarzeń klimatycznych" próbowaliśmy dwa dni temu zapolować na zorzę polarną. Proszę się nie uśmiechać z pobłażaniem, była szansa, aby móc ją zobaczyć nawet na tak dalekim Południu. Moja ekscytacja sięgała zenitu. Niestety, nie udało się nam. Jeszcze nie teraz. Marzeń nie można spełniać w tak ekspresowym tempie, bo co zostałoby na potem?

Edit & Update:

Zapomniałam dokończyć posta, ale chwalcie blogspota samo się zapisało i mój trud ocalon. Zatem ciasto mimo zważonej masy serowej wylewającej się bokami zebrało bardzo wysokie noty, jestem z siebie bardzo dumna. Zorzy polarnej ciągle nie widziałam, ale pracuję nad tym. Reszta ok.
Chciałabym zakończyć jakimś błyskotliwym podsumowaniem, ale nic nie przychodzi mi do głowy, więc sobie daruję. Lepiej pozostawić niedosyt niż przesyt.

2 komentarze: