Ta... koncert... audiencja...
Moje plany na weekend zostały drastycznie zmodyfikowane poprzez wkroczenie grypy jelitowej, której w ogóle nie brałam pod uwagę. Tak więc zamiast skakać na koncercie, wykonywać plan Janusza i zapoznać mamę z twórczością Jelonka oraz sympatycznym usposobieniem Maniusia, przeleżałam w łóżku cały dzień i ochrzciłam nowy sedes. That was brutal.
Na szczęście potrafię przybrać już pozycję siedzącą bez większego wysiłku, co oznacza, że będę żyć, ale Perły szybko się nie napiję :P
Kilka dobrych lat temu za dzwonek telefonu służył mi fragment "Papagenu", a dokładniej fragment grany na flecie (czy na czymkolwiek, mniejsza o to). I to jest bardzo ciekawe, bo Królowa do tej pory słysząc charakterystyczne dźwięki woła mnie, że telefon mi dzwoni :D
oł noł... grypa jelitowa... oł noł... miałam 4 w swoim życiu... oł noł....
OdpowiedzUsuńNic przyjemnego :/ A myślałam, że zatrułam się Perłą.
UsuńJa dobrze wiem, ze to nic przyjemnego... jak tylko wisi w powietrzu to swinstwo to bankowo bedzie moje;/ juz pewnie dobrze sie czujesz,. ale pewnie co przecierpialas to... szkoda gadac;/
UsuńNa szczęście już po wszystkim i obiecuję niczego niepotrzebnego Ci nie podrzucić ;)
UsuńA Perła jest taka doooobra!!
OdpowiedzUsuńA jak dobrze wychodzi!
Usuń