piątek, 21 grudnia 2012

Tuż przed końcem

Dzierżąc w dłoni lampkę wina imbirowego pomyślałam o tej ciekawej sprawie, jaką jest przepowiadany koniec świata. Cokolwiek miałby on oznaczać to pewnie coś się jutro zmieni. Może inaczej będziemy patrzeć na Majów. Przypominam sobie, że kilka(naście?) lat wcześniej podczas prognozowanego końca  świata maszerowałam z dzieciarnią na basem w upalny, lipcowy dzień. Wówczas bliska mi osoba powiedziała mi, że mnie kocha i że mówi mi to tak na wszelki wypadek. Później miała jeszcze okazję kilkakrotnie to powtórzyć i myślę, że po dziś dzień coś jej zostało z miłości do mnie.
Tak, to była ona :D Nauczycielka, wzór i przyjaciółka w jednym :)
Abstrahuję od tematu.
Jutro będzie kolejny koniec, a na Wyspie jakby nie było tematu. Anglicy zapewne twierdzą, że to ich nie dotyczy, a koniec świata nastąpi, gdy spadnie pół metra śniegu ;) ... A wówczas siurek będzie szalał ze szczęścia!


Teraz niestety nie mogę szaleć, tylko idę robić kanapki, bo Angol uniesiony problemem chrześcijańskich korzeni Europy jednocześnie przypomniał sobie, że nie przygotowałam mu wczoraj kanapek do pracy. Nagana. Chociaż wina była obustronna, śmiem twierdzić :> Jakiś sprzeciw?


Tak myślałam :)

2 komentarze:

  1. Moim zdaniem koniec świata jest nieco przereklamowany... ile to już tych końców świata przeżyliśmy? Przeżyjemy i kolejny... a Majowie wyraźnie (podobno) zapisali, że dziś nastąpi ostatni dzień ich kalendarza, nie mówią nic o świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, ponoć nowa świadomość, nowa epoka... Kto wie, może to będzie swego rodzaju krok przełomowy i za kilkaset lat nasi potomkowie będą mówić "Pięćdziesiąt lat po zakończeniu kalendarza Majów..."? :>

      Usuń