poniedziałek, 11 lutego 2013

Strach ma owcze oczy

Anglię znowu przykrył biały puch. Jest miło, ładnie i jasno o poranku, co jak dla mnie stanowi prawdziwy atut. Muszę przyznać, że przez ostatni tydzień kilka razy byłam bliska palpitacji serca, a ciśnienie podskakiwało mi jak ja na irlandzkich przytupach. Zazwyczaj działo się to w drodze do/z pracy. Niby daleko nie mam, ale rano i wieczorem ciemnica konkretna. Z moją wadą wzroku ledwo potrafię odróżnić drzewo od słupa. Ze śniegiem jest raźniej.
Poza tym by osiągnąć cel muszę przejść drogą prowadzącą przez mały zagajnik, w którym to kręcą się różne typki. Dwa razy w ciągu tygodnia przestraszyły mnie uciekające borsuki. Pewnie były bardziej spłoszone niż ja, ale mało brakowało a wrzeszczałabym w niebogłosy. Innym razem tuż przede mną przeleciał nisko nad ziemią spory krogulec, krzycząc przeraźliwie. Myślałam, że chce mi porwać parasol. Na drzewach baraszkują wiewiórki. Do groźnych nie należą, ale szeleszczą wzbudzając fałszywe alarmy. Jak już się chwalę zwierzakami, to nie mogę pominąć małego stadka owiec, które pasie się tuż przed moją pracą. Każdego poranka i każdego popołudnia są zdumione, że mnie widzą. Wpatrują się w mnie (o ile można tak napisać o zezie owcy) jakby chciały zadać pytanie "To ty jeszcze nie zrezygnowałaś?" Otóż nie, moje drogie wełniaste. Dziś zrobiłam im psikusa i zabeczałam (czyt. wydałam paszczą odgłos owcy). Strzygły uszami i wydawały się bardziej zaskoczone niż zazwyczaj. Aż zapomniały uciekać.

Tak to wygląda, kiedy się zasuwa piechtolotem na szychtę.
Jeszcze tylko jeden dzień i WOLNEEEE!!! Nie mogę się doczekać.


***
Na marginesie - mój znajomy wybrał się w podróż dookoła świata. Postanowił spisywać swoje relacje na blogu. Jeśli chcecie mu towarzyszyć i dowiedzieć się ciekawych rzeczy o zwiedzanych przez niego miejscach, zapraszam tutaj: Go West. Adres znajdziecie również w linkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz