wtorek, 5 lutego 2013

Z Przygodą

Okej. Zgaduję, że pierwsze wrażenie po pierwszym dniu w nowej, pełnowymiarowej pracy z kontraktem, nie powinno brzmieć mniej więcej "Ojapierjapierjapierdolejcie mi wódki, ja nie chcę tam już więcej przychodzić i ani mi się śni tak zarabiać na życie", ale pierwszego wrażenia nie da się zmyślić ani  zmanipulować. Na szczęście posiadane przeze mnie umiejętności zaciskania zębów oraz osobisty Podtrzymywacz Na Duchu pozwoliły przetrwać pierwszy kryzys. W końcu nie ma tak źle. Wystarczy tylko zapamiętać co Ian lubi, a czego nie lubi oraz najlepiej unikać go jak ognia (co jest dość trudne w przypadku nadzorowania), natomiast w sytuacjach podbramkowych udawać, że nie zna się języka angielskiego i nie rozumie ani pół słowa skierowanego pod danym adresem. To powinno pomóc ^^

Resztę jakoś się wymyśli. W końcu, no przecież, no proszę, ja nie dam rady?

Poza tym mój ostatni prawdziwy weekend minął bardzo sympatycznie. W sobotę otrzymałam cupcake z pieśnią "haaaappy leaving to youuuu!" i dosłownie ni było dane mi opuścić miejsca dotychczasowej pracy. To pewnie dlatego, że tam wrócę, gdy tylko znajdę czas. No i dlatego, że dobijałam tagu kupna samochodu, który niestety nie doszedł do skutku. Nie zapominajmy również o tym, że komuś brakło paliwa, kiedy jechał mnie odebrać, więc ten ktoś musiał najpierw coś dolać do baku, a to coś ktoś inny musiał mu najpierw dostarczyć, zatem trochę to trwało :) Niedziela spędzona była pod znakiem lodowiska i zakupów w polskim sklepie. Raz na jakiś czas można zaszaleć. Choć po prawdzie nasze możliwości były nieco ograniczone - i wcale nie mam na myśli tego, że asortyment sklepu był niewystarczający (choć tego nie da się ukryć - ogórki, heloł?!). Lecz nie można nikomu docinać, wszak każdemu zdarzy się zapomnieć portfela. Prawda? Komu się to nie przytrafiło niech rzuci portfelem.
Niech rzuci.


Śnieg dziś zaszalał i trochę postraszył Brytyjczyków. To moja wina, przepraszam, powiedziałam wczoraj, że chyba idzie wiosna. Nie idzie, zapeszyłam.

Jutro mam wolne... i tak w każdą środę. Coś mi mówi, że pokocham środy.

1 komentarz: