Ostatni weekend był prawdziwym weekendem - bez pracy, bez zobowiązań, z pięknymi planami. Specjalnie na okazję Iron Mana 3 wyświetlanego w IMAX wzięłam sobie urlop. Okazja dobra jak każda inna, choć w tym wypadku nie mogło być lepszego powodu. Dzięki temu mogliśmy wraz z Angolem zrobić sobie mały wypad, "roztrwonić majątek" i podziwiać na gigantycznym ekranie Roberta/Gwyneth - jak kto woli. Ale Robert lepszy, wiadomo.
I tym razem nie pominęliśmy zjazdu do centrum Birmingham :D
Przy okazji spacerowania po mieście znaleźliśmy tablicę upamiętniającą zbrodnię katyńską oraz Polską Restaurację, która z zewnątrz wyglądała, jakby ktoś wyciągnął ją z PRL-u. Nasi są wszędzie!
Po seansie (który był rewelacyjny, ale raczej nie muszę tego dodawać) postanowiliśmy odwiedzić Gegusia. Co tam, że środek nocy. Co tam, że go obudziliśmy. Kazał tylko przywieźć piwo ;) Dobrze jest odwiedzić kumpla, nawet jeśli ma to oznaczać zarwaną nockę.
Na szczęście czekała nas leniwa, spokojna niedziela... po której nastąpił poniedziałek. Ważny poniedziałek. Prawdopodobnie ostatni TAKI poniedziałek.
Ostatni tydzień, czas - start!
ostatni tydzien, no to tyle to juz na bank dasz rade :) Iron Man jakoś mnie nie kręci, nawet w tv byl, i jakos... nie.
OdpowiedzUsuńIron Man to mój ulubiony superhero :) A Roberta, który go gra, nazywam tatusiem ^^
UsuńAchh, ja też planowałem poszaleć w ten majowy łykend ale pogoda oczywiście musiała zatroszczyć się o to, by połowa planów nie wypaliła :P
OdpowiedzUsuńDla mnie majowy weekend dopiero teraz się zaczyna ;) I pogoda niczego sobie!
Usuń