niedziela, 1 lipca 2012

Żałoba Party

Ostatnie szlify. Jutro nie będzie już odwrotu i jeśli znajdę jakąś wpadkę po wydrukowaniu i oprawieniu to wyjdę z siebie, stanę obok i trzepnę się w ucho.

Zostałam na szarym końcu, więc chociaż mogłoby się obejść bez komplikacji. I szybko. Bo już mi mózg puchnie.

W piątek mieliśmy Żałoba Party, czyli ostatnią imprezę na Słowackiego. Jeszcze nigdy nie było mi tak smutno idąc na libację. Tyle wspomnień zamkniętych w tych ścianach. Tyle przetańczonych nocy, zjedzonych kanapek, poranków z kapciem w ustach i niezapomnianym widokiem z okna... Będę zawsze mile wspominać wszystkie imprezy, te małe i te duże, które przyszło nam tam wyprawiać. Cóż, trochę tam się działo... (tutaj następuje chwila refleksji zakończona błogim uśmiechem na twarzy siurka)
Z całej imprezy najbardziej zapadła mi w pamięci Częstochowa (:D) i samonapełniające się kubeczki i kieliszki. Dobrze, że jednak z Mizerią wróciłyśmy się po znicze, bo poza elementem wystroju okazały się bardzo pożyteczne, gdy zapadły egipskie ciemności w łazience. Jako że była to ostatnia taka impreza to sobie nie żałowałam, ani trochę - dziękuję mojej ekipie ratunkowej, co złego to nie ja, tylko Asiura. I czereśnie!

Chciałam ładnie podziękować za te wszystkie wrażenia i wspomnienia - lub ich brak - lecz niestety ściska mi się gardło, obejmuje mnie bezgraniczny smutek, po prostu nie mogę. Bo przecież to nie koniec... no nie? Teraz będzie tylko inaczej.

2 komentarze:

  1. O jenyyyyy! Mnie też sćiska za gardło, takie to wzruszające! I wiem dokładnie co czujesz! Ale nie martw się, na pewno nie koniec :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznajmy, że to nowy etap, to lepiej brzmi, zdecydowanie. ;)

      Usuń