czwartek, 11 października 2012

Plany zastępcze

Cały tydzień żyłam nadzieją, ale chyba sobie odpuszczę. Jest czwartkowy wieczór i pewnie nic z tego, co skrzętnie sobie zaplanowałam, nie przejdzie. Pora wcielić w życie plan B i byłoby miło, gdyby ten wypalił. Ale przez chwilkę fajnie było pomarzyć. Cóż, może kiedyś, może gdzie indziej. I następnym razem nie będę skrzętnie planować, tak na wszelki wypadek.
Ostatnimi dniami poznawałam zakątki sąsiedztwa, których dotychczas nie widziałam oraz przekonałam się, jak milutko jedzie się na rowerze podczas deszczu. Najlepiej jest zjeżdżać z górki. Jupijej!
A czy ja w ogóle opowiadałam o tym, jak to ciekawie minął nam ostatni weekend? Konkretniej chodzi mi o sobotę. Chyba nie. To opowiem! W sobotę rano miał nas odwiedzić elektryk, żeby sprawdzić instalację. Wpadł z poślizgiem, pooglądał, pokiwał głową, wykazał co mamy "against the law" i założył nam nowy alarm przeciwpożarowy, który jest tak czuły, że nie możemy nawet przypalić jedzenia w piekarniku bo zaczyna wyć. Przetestowane. Po odwiedzinach elektryka i próbach załatwienia spraw u mechanika mogliśmy zająć się przyjemniejszą częścią dnia czyli... zakupami! ^^ Huahuahua. A wieczorem wybraliśmy się na urodzinowe party do Karola. Jak przystało na jubilata, gdy się pojawiliśmy to był on już ładnie zrobiony. Jak się okazało na następny dzień, nawet nie wiedział, że przyszliśmy. Ale to nie szkodzi! Posiedzieliśmy, pograliśmy na wii, pogadaliśmy, powznosiliśmy toasty w dwóch językach za zgonującego Karola. Gege był taki pijany, że prawił mi komplementy i zapomniał ze mnie szydzić. Całe szczęście nadrobił dnia następnego, bo już zaczynałam się o niego martwić. Siedziało się całkiem przyjemnie, ale w domu na mnie czekała druga impreza! Nieco inna, bo przez skype, ale to też się liczy. Moi drodzy, Mizeria została magistrem, więc było co świętować. I z tego co zaobserwowałam świętowano godnie :D
Tak wyglądała sobota. Niedziela była spokojniejsza i bardzo kontrastowa, ale nie chce mi się o tym pisać, więc nie będę.

Wszem i wobec oznajmiam, że znalazłam jedną pozytywną rzecz w "Borderlands 2". Może dzięki niej wybaczę twórcom tej gry kradzież duszy mojego chłopaka na kilka tygodni :)

A tak na koniec napiszę, że... nie jestem przekonana, czy będziemy obecni na przyszłym plebiscycie losera roku, ale Angol miałby predyspozycje drugi raz z rzędu zgarnąć ten tytuł :P

8 komentarzy:

  1. Jejuś jak ja dawno na rowerze nie jeździłam!!

    Gry kradną dusze - potwierdzam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uroki życia na wsi - rower staje się przyjacielem :P
      A Tobie co ukradło duszę, przyznaj się? :D

      Usuń
    2. Simsy, w dodatku w telefonie! Coś strasznego!

      Usuń
    3. Też mam, ale nigdy nie grałam, bo mi się zacinało. Może to i dobrze...

      Usuń
  2. Zakupy? co kupiliscie? ty kupiłas? ten temat jest zawsze bardzo przyjemny^^
    uwielbiam fragment o przetestowanym alarmie przeciwpożarowym:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliśmy w polskim sklepie, więc kupiliśmy właściwie samo jedzenie... ale za to jakie dobre ^^

      Usuń
    2. ooooo byłam w Londynie w polskim sklepie:) trzeba sie bedzie ze sweterków na biedre przerzucic... ale pomalu:)

      Usuń
    3. A nie, pomyłka. W polskim sklepie byłam wczoraj, wtedy byłam w sklepach lokalnych i kupiłam sobie bluzę dla 13-latka :D

      Usuń