wtorek, 30 października 2012

Krótkie podsumowanie

Skoro przebywam na obcej ziemi nieustannie od 79 dni (policzyłam dokładnie) pokusiłam się o odrobinę refleksji. Oczywiście, moje wypady do Anglii zaczęły się dwa lata temu, ale wówczas zwracałam uwagę na inne rzeczy, niż obecnie. Teraz, gdy zaczęłam tutaj żyć niemal w pełnym wymiarze, Anglia stała się inna, mniej egzotyczna. Bliższa.
Dwa lata temu widząc po raz pierwszy na własne oczy angielskie realia czułam się jak w filmie albo jak w bajce. Zachwycałam się co drugim domem i wciąż nie mogłam wyjść z podziwu, że ktoś tak zmyślnie pomieścił wszystko na małym kawałeczku ziemi. Każda wycieczka do sklepu była ekscytującą wycieczką, nawet jeśli szliśmy po chleb i pomidory. Wszystko mnie zadziwiało, interesowało i zaskakiwało na każdym kroku. Nie wspominając o ruchu lewostronnym, który momentami przyprawiał mnie o ścisk żołądka. Pamiętam, że gdy wracałam do Polski w ubraniach i bagażu utrzymywał się specyficzny zapach, który ochrzciłam zapachem Anglii.
Dzisiaj już go nie czuję. Przyzwyczaiłam się do niego, tak samo jak do ruchu lewostronnego (choć przechodzenie przez ulicę wciąż jest problematyczne) czy do ceglanych domów wszędzie. Już nie każdy budynek wprowadza mnie w stan rozczulenia, teraz mam bardziej selektywne podejście. Ale wciąż mi się podobają. Bardzo! Wizyty w sklepie oswoiłam i łapię się na tym, że rozumiem co do mnie mówią inni ludzie! Dla mnie to duże osiągnięcie, bo jeszcze nie tak dawno moją reakcją na odzywki innych było gorączkowe szukanie wzrokiem Angola, aby mi przetłumaczył, co ode mnie chcą ci niezrozumiale bełkoczący tubylcy.
Podoba mi się w tym kraju kilka rzeczy. Przede wszystkim legendarna, ale niekłamana uprzejmość Anglików. Oni naprawdę co chwilę przepraszają, proszą, dziękują, uśmiechają się do siebie, nawet jeśli się nie znają. Ktoś mógłby zarzucić, że to sztuczne. Też miałam przez jakiś czas takie wrażenie. Ale w końcu doszłam do wniosku, że skoro Anglik nie posiada wielkich zmartwień, nie musi liczyć każdego funta, żeby mu starczyło do końca miesiąca, nie przejmuje się, nie przepracowuje i ceni swoją prywatność, to nie ma powodów, aby nie dzielić się swoim zadowoleniem i beztroską z innymi. Tutaj optymizm jest na porządku dziennym, chyba że chodzi o poprawę pogody. Są więc mili w relacjach międzyludzkich, co znacznie ułatwia koegzystencję. Poza tym jedno pozdrowienie lub miłe słowo od nieznajomego naprawdę potrafi rozświetlić nawet bardzo pochmurny dzień.
Cenię także multikulturowość społeczeństwa. W jednej małej wsi mogę porozmawiać z Anglikami, Walijczykami, Pakistańczykami, Czechami, Węgrami... A ile się można od każdego nauczyć! I nie mówię wcale o wulgarnych słowach, chociaż... to też :P
Lubię kolejki. Może to brzmi dziwacznie, ale naprawdę lubię tu kolejki, bo wyglądają tak, jak kolejka wyglądać powinna. Jeden za drugim, grzecznie, bez wpychania się i z zachowaniem odpowiedniego dystansu. Nie ma nic gorszego niż napierający tłum (i staruszki popychające swoimi pomarszczonymi dłońmi akurat na wysokości pośladków, brrr). A tutaj kolejka jest do kasy, do autobusu, to pociągu, do wejścia na koncert do klubu, do baru szybkiej obsługi itd, itd, można wymieniać i zachwycać się nad pojedynczością i uporządkowaniem tej kolejki. Piękne, po prostu.
Lubię karmelowe wafelki Tunnock's, ale o tym już wspominałam ostatnio. Szkocja zapunktowała.
Lubię ciderki. Te tradycyjne, jak i te z dodatkami innych owoców. Bardzo je lubię, choć są kacogenne i szybko się nimi upijam. Ostatnio pół strong bow'a ululało mnie do snu...
Dużo rzeczy lubię, naprawdę. Chyba można je podsumować ogólnym stwierdzeniem, iż tutaj można łatwiej spełniać swoje marzenia.
 
A co mi się nie podoba...? Cóż, lepiej pisać o pozytywach niż o wadach. Jedno jest pewne, mogłoby być bliżej do moich znajomych i rodziny. Wtedy byłoby idealne ^^

Podobno po trzech miesiącach pobytu w jakimś obcym miejscu nadchodzi załamanie i wszystko, co do tej pory się podobało przestaje być atrakcyjne. Jeśli to prawda to kryzys przede mną. Chociaż w to akurat wątpię. Już mam tyle załamek za sobą, że teraz może być tylko lepiej :)

Jutro Halloween. Kostium przygotowany - do pracy potrzebny, ale w rzeczywistości mam wielką frajdę, że będę mogła się przebrać i paradować w stroju wiedźmy ^^ Wieczorem trick or treats - uhum, zapowiada się dzień pełen wrażeń.
Dam znać, czy obłowiłam się słodyczami :D

6 komentarzy:

  1. Halloween, halloween, a Andrzejki też będziesz świętować? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! Nawet mam duży klucz, przez który będzie można lać wosk :)

      Usuń
  2. Czyli 20.11 będzie 100 dni - dobrze liczę? Może ustawimy się na oblewanie przez Skype Twojej studniówki? ^^

    mm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście będę mieć studniówkę. Oblewanie jak najbardziej wskazane, tylko sukienki obowiązkowe, no bo przecież studniówka :P

      Usuń
    2. I alkohol we własnym zakresie.

      Usuń
  3. Też pomyślałem o studniówce ;]

    OdpowiedzUsuń