wtorek, 28 maja 2013

Progres

Patrzę na zegar. Przydałoby się zacząć szykować. Muszę się dziś pokazać z najlepszej strony, a jeszcze nie zdecydowałam, która to właściwie ma być. Czasu coraz mniej.

Wiadomo nie od dziś, że aby związek dwojga ludzi był szczęśliwy, potrzeba kompromisów. Znaleźliśmy jeden. Mamy wspólną grę na xbox, w którą możemy z Angolem grać razem. Według mnie ta gra jest najlepsza, taka jak ma być. Jak wczoraj dowiodłam Angolowi "ta gra ma wszystko". I nie ma lepszej na xboxa. Zgadniecie, o jaką grę mi chodzi? Podpowiem tylko, że jest totalnie "oldskulowa". Przy okazji - nie potrafię używać odpowiednich ruchów wynikających z kompilacji przycisków. W ferworze walki przyciskam wszystko jak leci, zupełnie przypadkowo i lekko nerwowo. Cudem, coś z tego wychodzi. Całe szczęście gram z moim chłopakiem, który poświęca się, wskrzesza mnie i broni. Tylko czasem się boczy, bo przypadkowo czymś w niego rzucę lub rzucę nim... Raz obraził się, bo zabrałam mu miecz. A to był jego miecz! Jak śmiesz, siuru? Toż to podłe, tak kraść miecz.

Na koniec skucha. Kupiłam sobie zaparzacz do herbaty, lecz nic po nim, jeśli nie potrafi się go poprawnie zakręcić. Roibos ma stanowczo za małe fusy.
[Czy to w ogóle są fusy? Wglądają jak miniaturowe patyczki.]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz