wtorek, 14 maja 2013

Przyczajony wróg

Właśnie przeprowadziłam akcję godną agenta służb specjalnych. Ciągle trzęsą mi się ręce, ale czuję dumę. Człowiek przyparty do muru może więcej, niż mu się wydaje.
Siedziałam sobie spokojnie na sofie i czytałam książkę. Nagle przypomniało mi się o dawnej wycieczce do Walii i zaczęłam szukać tego miejsca. Pochyliłam się nad netbookiem i po chwili poszukiwań poczułam się nieswojo. Jakbym nie była sama. Jakby ktoś mi się przyglądał. Powoli podniosłam wzrok i spojrzałam na mojego kucyka pony, Charliego. To, co ujrzałam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. To było jak nóż w plecy. Co ja mówię, jaki nóż - to było jak miecz dwuręczny! Okazało się, że Charlie trzyma z wrogami...

Nie dałam po sobie poznać, że serce podskoczyło mi do gardła. Sprawdziłam kilkakrotnie, czy oczy mnie nie mylą i zaczęłam opracowywać odpowiednią strategię. Jedną z nich było rozpaczliwe wołanie o pomoc, sms do Angola, ale później doszłam do wniosku, że nie mogę tkwić na środku pokoju i wpatrywać się we wroga, muszę działać. Obmyśliłam plan. Wzięłam puste opakowanie po pieczarkach, które kilka godzin wcześniej miało mi przysłużyć za doniczkę (pomysł porzucony). Przeszukałam stos papierów w poszukiwaniu wytrzymałej kartki lub tekturki. Lecz po namyśle zrezygnowałam z papierowej osłony, uznając ją za zbyt wiotką. Spojrzałam w stronę małych jednorazówek. O, Harry Tuffinie, nawet nie wiesz, jaka jestem wdzięczna za te wszystkie reklamóweczki, które zazwyczaj doprowadzają mnie do szału, z powodu ich nieskończonej ilości wysypującej się z każdego kąta domu. Zaczęłam przebierać w nich, szukając takiej bez dziury, gdy natknęłam się na reklamówkę z polskiego sklepu. Co jak co, ale polskie = sprawdzone.
Uzbrojona w opakowanie oraz niebieską jednorazówkę zabrałam się za krótki trening. Nie można przecież przystąpić do akcji bez uprzedniej kontroli. Po dwóch próbach zdecydowałam, że jestem gotowa. W pogotowiu leżała śmiertelna broń - klapek Angola, lecz tylko w razie niepowodzenia.
Głęboki wdech. Delikatne ruchy. Opanowanie.
Ciach, szuru, szuru - mam go! Już siedział w pudełku przyciśniętym do ściany, bez możliwości ucieczki, a Charliego, tego niecnego zdrajcę, odrzuciłam na bok. Potem powolutku, bez nerwów, zaczęłam zakładać reklamówkę tak, by przylegała do ściany. Gdy cały otwór był osłonięty ochronną reklamówką, ścisnęłam ją tak, aby nie było żadnych szpar, po czym odsunęłam tę genialną pułapkę od ściany. W panicznym strachu wybiegłam z nią przed dom i ze wstrętem odrzuciłam na ziemię. Po chwili zdjęłam reklamówkę, a w pojemniczku siedział delikwent. Nie mógł sobie poradzić z wyjściem z pułapki ze względu na owalne wykończenia ścianek.
Przez myśl przeszła mi szkaradna myśl morderstwa, ale po sekundzie odgoniłam od siebie te idee i pozwoliłam wrogowi ujść z życiem.
Nie sztuką jest zabijać. Sztuką jest wywalić dziada z mieszkania i zagrozić, że jak wróci jeszcze raz to poczuje ciężar klapka Angola!

Jestem taka dzielna!


Nie zrozumcie mnie źle. Pająki i różne tego typu robactwo nie przeszkadza mi, o ile nie znajdę ich we własnym domu. Na zewnątrz - w ogrodzie, na polu, w lesie itd w ogóle mi nie przeszkadzają. Niech sobie żyją i robią swoje. Nawet w domach i budynkach, w których ich spotykałam, zawsze zostawiałam je w spokoju. Albo przynajmniej starałam się ich nie zabijać. Wiele pająków przyglądało się moim pracom porządkowym w domach gościnnych. Dwa pająki w składziku z warzywami w mojej eks pracy codziennie obserwowało, ile skrzynek pomidorów zabieram. Podczas pracy na zmywaku towarzyszyła nam spora grupa pająków z góry przypatrując się naszym zmaganiom z czyszczeniem przypalonych brytfanek. Nawet w ten weekend pozwoliłam jednemu ośmionożnemu stworzeniu czmychnąć, gdy sortowałam maty do zjeżdżania. Ale do stu piorunów, jeśli jakiś pająk ośmiela się deptać mojego Charliego, biegać po mojej wykładzinie, spać w moich garnkach czy podglądać mnie pod prysznicem, to słowo daję, wstępuje we mnie wściekłość (i paniczny strach czasami). Nie toleruję tych nieproszonych wizyt domowych. Nie i już.



PS. Właśnie przyszło mi na myśl, że może Charlie nie jest spiskowcem. Może on był zakładnikiem?! Biedne maleństwo...

1 komentarz: